Ogromny mokry pies

Noc, chodziłem po imprezach. Dużo alkoholu i narkotyków. Stwierdziłem, że chcę odejść. Wszedłem do wieżowca mieszkalnego. Na parterze, właściwie w przedsionku klatki schodowej (zamkniętej!) przebierałem się z brudnych łachów. Wyglądałem jak bezdomny. Ludzie (młoda para z dzieckiem) patrzyli mnie mnie ze współczuciem. Coś mówili. Szli na porodówkę. Bardzo się denerwowali. Mówiłem im, że wszystko będzie ok. Że mają się nie martwić. Oni powiedzieli, żebym tu został i się ogrzał. Był także jakiś kolega. Kompletnie pijany. Niby mnie szukał ale nie mógł znaleźć. Odszedł w swoją stronę. Nagle pojawił się pies. OGROMY! Mocno przerośnięty wilczarz irlandzki. Za to w kolorze kawy z mlekiem. Powiedzmy golden retriever. I sierść. gładka, aksamitna wręcz. Półdługa. Był cały mokry. Ale nie ot tak mokry bo padał deszczyk. Był mokry jakby właśnie wyszedł z jeziora. Zachowywał się, jakbyśmy się znali. Chciałem go odgonić. Nie dał za wygraną. Chciał zostać ze mną. Wtuliłem się w niego. Osuszyłem go własnym ciałem. Gdy go tuliłem poczułem ogarniającą mnie radość i szczęście. Wręcz euforia. Od psa czułem to samo. Cały był szczęściem, że może zostać ze mną. Wspaniałe, nie do opisania uczucie. Jakbym spotkał kogoś żywego, kogoś o kim myślałem, że umarł. Jeszcze jedna rzecz, która mnie mocno zdziwiła. Byłem w bloku i NIE WSIADŁEM DO WINDY!!!! To się nigdy nie zdarzyło. Zawsze gdy był budynek, duży, z wielkiej płyty wsiadałem do windy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *