znów moje miasto. obok mojego domu jest wyrobisko po jakimś zakładzie a w nim woda. takie dzikie kąpielisko nad którym tłumnie spędzano czas w lecie. wychodzę z klatki schodowej i znów czuję panikę w myślach ludzi. czegoś się boją ale nie wiedzą czego. ja natomiast wiem. dziwnym trafem księżyc wypadł ze swojej orbity i zbliża się do ziemi. poszedłem nad wyrobisko by razem z ludźmi patrzeć jak księżyc leci w naszą stronę. nie czułem strachu. niebo było przecudnie błękitne. słońce prażyło mocno. księżyc zbliżył się tak bardzo, że prawie mogłem go dotknąć. nagle zorientowałem się, że jestem totalnie sam na ziemi. ludzie zostali wyssani razem z całym powietrzem. wszystko przez to, że księżyc zrobił ogromną dziurę w atmosferze przez którą wszystko uciekło z ziemii. nastała cisza. totalna cisza. ani zwierząt, ani ludzi. zostałem totalnie sam na planecie. szedłem główną ulicą pod oknami swojej kamiennicy. widziałem samochody, puste, bez ludzi, sklepy, mieszkania… nikogo nie było. najdziwniejsze jest to, że mimo tej samotności i pustki nie czułem żalu. wiedziałem że nigdy nikogo już nie będzie ale ja byłem szczęśliwy. nie musiałem oddychać, nie byłem głodny. byłem sam…