Motyw klatki piersiowej

Znów pojawił się we śnie. Sen był dość krótki. Jakiś mężczyzna chciał skrzywdzić moją córkę. Miałem przy sobie kilof (?!?! – w realnym życiu to zawsze do serwerowni biorę kilof, tak na wszelki wypadek 🙂 ).

Mężczyzna szedł na mnie, a ja dźgałem go kilofem w klatkę piersiową, zostawiając ogromne dziury. Trzy, może cztery razy… aż w końcu padł.
Obrzydliwe uczucie, gdy kilof zagłębia się w ciało kogoś innego.

Odrodzenie

Wczoraj miałem bardzo ciekawe połączenie wizji przy bębnie z późniejszym snem.

Szukam Feniksa. Szukam odrodzenia. Podczas podróży z bębnem chciałem wniknąć w swoje serce. Wizja mnie trochę przestraszyła. Zobaczyłem siebie jako posąg z węgla. Wspinałem się na siebie, byłem bardzo malutki. Otworzyłem bramę w klatce piersiowej posągu. Wysypały się węże, robaki i mnóstwo popiołu. Wszedłem do środka. Szukałem światła. Zobaczyłem je w dziurze. Wskoczyłem. Długo leciałem. Wpadłem do czegoś gęstego. Zanurkowałem i zobaczyłem światło. Mnóstwo żółtego światła. Podziękowałem Duchom i mojemu Przewodnikowi. Gdy kładłem się spać, znów zalało mnie światło pod zamkniętymi powiekami. W końcu ktoś powiedział – Śpij już.
A teraz sen.
Byłem na swoim starym podwórku, przy rodzinnym domu. Wszędzie była woda. Czysta, ciepła. Była tam kobieta z dzieckiem. Moim dzieckiem. Bawiliśmy się wkładając do wody jakąś glinę, która zamieniała się w kolory. Woda mieniła się tęczą. Pływaliśmy w tęczy. Bardzo dobry sen. Tak to czuję.