Szkoła wampirów – sen mojego młodszego brata

Pozwoliłem sobie opublikować sen młodego. Jest o tyle niesamowity, bo młody jeśli śni (lub raczej jeśli pamięta) to raczej śni o demonach, wampirach itd. Na dokładkę ten sen, tak go poruszył, że rozpoczął poszukiwania miejsca o którym śnił. Na szczęście w “google grafika” jest wszystko 😀
http://www.neuschwanstein.de/index.htm
neuschwanstein450.jpg
Nie będę dosłownie cytował jego słów. Ale brzmiało to w wersji ocenzurowanej: “O rety, o rety. Znam to miejsce. Znam te komnaty czaisz? Masakra.”
Już postanowione. Jedziemy tam razem. Szukać m.in. portretów kogoś podobnego do młodego.
Oto jego sen:

 

Znalazłem się w końcu przy szkole wampirów. Przez dwie ostatnie noce widziałem ten budynek z oddali i wiedziałem, że muszę tam dotrzeć i dowiedzieć się o tajemnicach.
Okazało się, że mam w ich szeregach zaprzyjaźnioną duszę, która mnie tam wprowadziła. Budynek był potężnym zamkiem o wysokości około 10-11 piętrowego wieżowca, zabudowanym w kwadracie (w środku był spacerniak). Cały zamek był grafitowo biały, a z nieba biła dość dziwna poświata, jakby nie do końca było to światło słoneczne. Na trzecim piętrze był “akademik”, ale z racji tego, że rok szkolny się jeszcze nie rozpoczął, wszystko było w remoncie. W pokoju do którego dotarliśmy przebywał jakiś wampir, ale widać był o wiele słabszy od mojej przyjaciółki, bo po jej dziwnym wrzasku, po prostu zwiał, nawet na mnie nie patrząc. Zaczęła zrywać wszystkie taśmy (wydawało się, że to taśmy używane przy malowaniu), które były poprzyklejane na szybach i do pokoju zaczęło wpadać światło z zewnątrz. Mimo, że pokój był cały biały i wydawało się, że światło przenika przez ściany, to po zerwaniu tych taśm było jeszcze jaśniej. Jak się później okazało, miłosne igraszki polegały u nich między innymi na przecięciu (dość mocnym) stóp od spodu. Było jeszcze coś co było dla mnie praktycznie nie do wytrzymania – zapach na wpół przetrawionej ludzkiej krwi. Nie wiem czy były to wampirze odchody czy wymiociny, ale wiedziałem, że jest to nie do końca strawiona krew. Widziałem jak dwoje nagich wampirów leży w łóżku z rozciętymi stopami i jakoś zbliżając się do siebie ich rany zaczęły się łączyć i tak stawali się jednym ciałem na czas… czegoś co nazwałbym ich seksem. Krew bryzgająca z tych ran akurat w tym miejscu spowodowała dla mnie chwilową “niewidzialność zapachową” a dla nich była swoistym ostrzeżeniem o zakazie wchodzenia do pokoju. Tak też zrobiła moja przyjaciółka, wiedząc, że muszę się przedostać na ostatnie piętro i usiąść z innymi wampirami. Rozcięła swoje stopy, krew zaczęła ściekać po łóżku i wiedziałem, że mam się do niej zbliżyć. Przytuliła mnie abym nasiąknął jej zapachem. Faktycznie zadziałało, bo w pewnym momencie przyszło kilku wampirów (wiedzieli już, że mają intruza w budynku), ale całkowicie mnie zignorowali, tak jakbym dla nich nie istniał. Wtedy moja przyjaciółka pokazała mi tylko drzwi, żebym biegł i powiedziała, że nie mam zbyt wiele czasu. Dotarłem na ostatnie piętro, gdzie przy ławie debatowało 4 starszych ludzi. Usiadłem obok nich i przysłuchiwałem się ich rozmowie. Chcieli stworzyć wampirzego potomka ze starej krwi i szukali odpowiednio silnego wampira, który mógłby takiego potomka spłodzić. Dowiedziałem się o dziadku spod Grunwaldu, który jest wystarczająco krwawy i dziki i byłby dobry jako materiał genetyczny. Nie dowiedziałem się niestety wszystkiego, bo w tym momencie popatrzyli na mnie złowieszczo i wiedziałem już, że mój czas się skończył. Niewiele myśląc podbiegłem do okien. Okna akurat na tym ostatnim piętrze okazały się być dość nowoczesne i nie do końca szklane, bo jak je wykopałem to po prostu szyba w całości poleciała na dół. Cała grupa wampirów rzuciła się w moją stronę, więc możliwość ucieczki była tylko jedna – skok z okna. Popatrzyłem po raz ostatni na drzewa skąpane w słońcu poza murami zamku i skoczyłem. Zlatywałem około 3-5 sekund…

Demony – topielce

Byłem w ogromnym domu. W łóżkach (podobnych do tych ze snu, o wycieczce w góry) leżały jakieś osoby. Matka, w drugim dziecko i w kolejnym chyba ojciec tej kobiety. Coś jednak dziwnego było w tym wszystkim. Nie chcieli wyjść z tych łóżek. Gdy podchodziłem do ich łóżek, nagle, przenosiłem się na bagna przy domu. Okazało się, że patrzyłem na ich śmierć. Wszyscy utopili się w tym bagnie. To było przerażające. Zgniłe ciała, białe oczy. Robaki. Potem, wracałem do pokoju. Podchodziłem do drugiej, trzeciej osoby i znów to samo. Śmierć, ból topienia się i potem już widok żywych trupów wynurzających głowy z bagna.

Po ostatnim przeniesieniu do pokoju, starszy mężczyzna wstał i chciał przebiec obok otwartej szafy. Kobieta krzyknęła – uważaj! nie wchodź tam. Było za późno. Mężczyzna jakoś wpadł do otwartej szafy, a ja z wielką siłą zamknąłem drzwi. Usłyszałem przeraźliwy ryk. Domyśliłem się, że tak mogę pozbyć się demonów. Najtrudniej było z dzieckiem. Uciekało przede mną. Zwabiłem je, mówiąc, że jego matce dzieje się krzywda. Otworzyłem szafę i wepchnąłem dziecko do środka zamykając drzwi.
Nastała cisza. W łóżkach były inne osoby. Spały spokojnie, a ja odszedłem.
Obudziłem się bardzo wyczerpany. Jakbym naprawdę walczył z nimi. Może byłem w czyimś śnie i po prostu pomogłem przerwać czyjś koszmar?
Zapytacie pewnie, czy oglądałem coś przed snem. Nie. Nie oglądam horrorów. Nie czytam takich książek. Nie bawi mnie coś takiego.

Dziwny pogrzeb i telefon z zaświatów

Śniłem o ogromnym holu. Bardzo dobrze oświetlonym. Na podłodze jasny parkiet. Lśniący, polakierowany. Na środku stoi katafalk z trumną. Obok mnie jest osoba, która była bardzo blisko ze zmarłą kobietą. Opłakuje ją. Nagle dzwoni mój telefon. Odbieram. Ktoś mówi, że jest tą zmarłą kobietą. Że pochowali ją z telefonem. Stwierdziłem ostro, że to bardzo niesmaczny żart. Że ludzie bardzo cierpią i tak nie wolno. Jednak coś mnie przekonało, że to może być prawda. Zapytałem tę osobę żyjącą (nie wiem, czy to była kobieta czy mężczyzna), czy mogło tak być, że pochowali ją z telefonem. Ze zdziwieniem i pytaniem “SKĄD WIESZ?” ta osoba powiedziała, że tak. Wtedy opowiedziałem jej o tym dziwnym telefonie. Zostałem bardzo skrytykowany, że robię sobie żarty, gdy ona cierpi. Pokazałem jej swój telefon, a tam cała nasza rozmowa była zapisana w formie SMS-a. Wysłano to z numeru nieżyjącej kobiety. Prosiła w nim także o niesmucenie się. Tam gdzie jest, jest dobrze i nie ma powodów do zmartwień.

Potem jeszcze jakiś urwany kawałek snu o remoncie, odgruzowywaniu jakiegoś pomieszczenia. Było to na strychu. Pod deski stropowe podstawiałem z kimś stare cegły. Sypiący się wapienny tynk był wszędzie. Sadza jak z komina. Ale tymi cegłami zabezpieczaliśmy strop, żeby się nie zawalił.

Wyjazd w góry i ucieczka przed mężem

Miałem wyjechać z jakąś kobietą w góry. Ze znajomymi. Pojechałem, ale jakbym był bez niej. Jechałem z pozostałymi autobusem. Górskie drogi, wąskie serpentyny. Bałem się, że spadniemy w przepaść po prawej stronie. Nagle kierowca przypomniał sobie, że coś musi załatwić i chce się wrócić. Zaczął jechać pod baaardzo stromą drogę. Potem pojawiły się SCHODY (!?), po których też jechał. Było bardzo ciężko. Pasażerowie (czyli ja i moi znajomi) otworzyli okna i łapiąc rękami za drzewa, pomagali autobusowi wjechać pod tę górę. Dotarliśmy do ośrodka. Ładny, czysty. Ale dziwny. Jakby wszystko było z trumiennych desek. Bardzo dziwne uczucie. Zastanawiałem się, czy zmienić pokój na duży, wspólny, bo tam były bardzo miękkie sofy, inne łóżka. Jednak zostałem tam, gdzie miałem spać. Zmiana scenerii. Jakby początek snu. Przyjechałem pod dom tej kobiety. Miałem wejść na górę, ale ona stwierdziła, że obok w mieszkaniu jest jej ciotka i lepiej, żeby nas nie widziała razem. Czekałem więc w aucie. Jej męża nie było w mieście. Wyjechał w delegację. Zdziwiłem się, gdy wyszedł z ich córką na spacer. Przyglądał mi się długo przez szybę. Potem wyszła ta kobieta. Wsiadła do auta i rozłożyła siedzenie, żeby jej mąż nie zobaczył. Wyjechaliśmy powoli z posesji. Mąż szedł ulicą, gdy przejeżdżaliśmy obok, powiedział, że nie musi się chować, bo on i tak wszystko o nas wie.