Król holenderski i znów winda

Byłem z pismem (wśród innych ludzi) u holenderskiego króla. W piśmie stawiałem postulat o zmianie sposobu wynagradzania lekarzy (!). Chciałem, aby zarabiali tyle, żeby nie musieli pracować na wielu etatach. Żeby lekarz był specjalistą w swojej dziedzinie w jednym konkretnym gabinecie. Postulat był wydrukowany na drukarce, podpis natomiast złożyłem własnoręcznie. Dziwnym pisakiem. Strasznie brudził. Czułem wstyd, że oddaję taki dokument królowi. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, jakiej formy użyć, pozdrawiając czy też okazując szacunek królowi. Podpisałem się po prostu (po polsku) pozdrawiam. Gdy wyszedłem z gabinetu, trafiłem do jakiegoś miasta. Była piękna pogoda. Wszedłem do budynku, niby mieszkalny blok, ale w środku wyglądał jak moja podstawówka. Wsiadłem do WINDY! Rozmawiałem z ludźmi, ciągle kucając. Patrzyłem na nich z dołu. Mama z dzieckiem (dziećmi). Tematu rozmów nie pamiętam. Oni wysiedli, a ja przypomniałem sobie, że zostawiłem na którymś piętrze książkę i klucze od mieszkania. Wcisnąłem (będąc już sam w windzie) 1 piętro. I tu ciekawa sytuacja. Winda jakby chciała mnie znów uwięzić. Czułem to w jej zachowaniu. Jakby znów chciała mnie zawieźć na nieistniejące piętra. Jednak prawie nic takiego się nie stało. Owszem, na 4 piętrze zauważyłem moje klucze włożone w zamek windy i tak pozostawione. Nie mogłem ich wyjąć, bo winda się nie zatrzymała. Stwierdziłem, że pójdę po schodach, ale teraz książka. Dojeżdżając do 1 piętra chciałem wysiadać. Winda jednak postawiła na swoim. Zawiozła mnie na parter. Niby nic, parter przecież istnieje. Ale i tak zrobiła nie do końca jak sobie tego życzyłem. Wypuściła mnie natomiast bez oporów. Drzwi lekko się otworzyły i wyszedłem z budynku. Nie szukałem już kluczy i książki. Jak zawsze przy snach o windzie – był to sen świadomy. Świadomy tego, że śnię, że to znów winda. Nieświadomy – bo nie mogłem reagować świadomie. Musiałem podporządkować się “scenariuszowi” snu.

Córka i religia

Śniła mi się rozmowa z córką. Dowiedziałem się, że chodzi na lekcje religii w szkole. Zapytałem dlaczego, co się zmieniło. Zaczęła coś kręcić, że chciała zobaczyć, że ją to interesuje. Powiedziałem ok. Jeśli taka jest Twoja decyzja – nic mi do tego. Znam jednak swoją córkę, w jej zachowaniu było coś dziwnego. Nie była sobą. Zapytałem, czy na pewno nikt jej nic nie powiedział, czy to na pewno jest jej wybór. Oczywiście okazało się, że nie. Rozmawiali z nią ludzie (znam ich w realnym świecie) i to oni kazali jej chodzić na religię. Wściekłem się. Przytuliłem córkę i powiedziałem, że nie musi tego robić. Że o tym decydujemy my – jako rodzice – i ona sama.

Koszenie trawnika

Przepiękny sen. Po pierwsze dlatego, że w rzeczywistości uwielbiam kosić trawę. Bardzo mnie to odpręża. We śnie miałem dziwną kosiarkę, niby spalinową, ale bardzo cichą. Jakby była wyłączona. Kosiłem swój trawnik według pewnego schematu. Pas za pasem. Potem zmieniłem schemat i kosiłem po obwodzie kwadratu. Trawa była aż nierealnie zielona. Soczysta do granic soczystości. Perfekcyjnie równa (przed i po skoszeniu). Każde źdźbło było idealne, delikatne, żadnych chwastów. Wszystko wyglądało jak trawnik z młodego szczypiorku. Ach! … nawet teraz, po przebudzeniu, mam ochotę krzyczeć z radości i zachwytu. Opisywać to w nieskończoność. Piękno zieleni i tej trawy… Szok :-), dziwnie się czuję. Dziwne jest też to, że dopiero wstałem. Normalnie budzę się około 6 rano.

Igła w podniebieniu

Sen był bardzo krótki i bardzo nieprzyjemny. Byłem po posiłku. Coś, jak to bywa czasem po jedzeniu, przeszkadzało mi między zębami. Popchnąłem językiem od górnego podniebienia to coś… Koszmar – przez dziąsło, nad górnymi jedynkami, wyszła IGŁA!!! Taka zwyczajna do szycia, długa. To było bardzo bolesne, nieprzyjemne. Byłem przerażony.

Korea i poszukiwania lekarza

Byłem znów w Korei (kiedyś miałem sen o starych monetach i Kim Dzong Unie). Tym razem znów przerażeni ludzie, “wódz” przechadzający się pośród nich. Wywołujący paniczny strach. Ja znów byłem gościem. Ci ludzie czegoś szukali dla mnie, coś mieli zrobić dla mnie, ale to się nie udawało. Mieli w oczach strach przed karą, przed śmiercią. Zmiana scenerii. Jakaś szkoła, budynek, gdzie był także jakiś urząd, gabinety lekarskie. Szukałem jednego z nich. Szukałem lekarza. Chodziłem po korytarzach. Trafiłem na wyjście, na daszek. Siedzieli tam jacyś mężczyźni z dziećmi. Dach był stromy, jedno z dzieci zsunęło się na daszek poniżej (oj… jak ja marzę o tym, żeby umieć malować – namalowanie moich snów i zobaczenie ich na żywo – bezcenne) . Jeden z ojców rzucił proste: – Uważaj! – jakby zupełnie nie przejmując się, że dziecko spadnie. Nic się na szczęście nie stało. Wiedziałem, że muszę iść na drugą stronę. Musiałem skoczyć na coś pomiędzy dachem a daszkiem. Było bardzo stromo. Udało się. Wskoczyłem potem na niski daszek i znalazłem się właściwie przy ziemi. Z tej perspektywy wcale nie wyglądało to źle. Nie było nawet wysoko. Wszedłem do budynku, po drugiej stronie, szukając lekarza.