4 dziwne urywki

pierwszy był połączony z czwartym i dwa środkowe ze sobą… byłem nad jakąś wodą, cudownie czysta, kąpałem się choć wcześniej byłem na jakimś spotkaniu w niby kościele, tam jakiś kapłan mówił o bogu.. o bogu jako takim, sile, bez nazwy… że ludzie są w błędzie ze nazywają Go i przywłaszaczają sobie tylko na siebie. dał mi rybę, wielkości łososia. ale dziwnie przeciętą, choć żywą. niestety ryba ta nie umiała pływać. topiła się, nurkowałem i pomagałem jej dopłynąć do jakiegoś miejsca. w między czasie jechałem pociągiem ale coś się zepsuło, byłem z moim autem u mechanika którego poprosiłem o przegląd. obraził się na mnie troszkę, bo mu powiedziałem że zapłacę mu ale chcę aby naprawdę zrobił wiosenny przegląd auta. on na to, że jest uczciwy i zawsze wykonuje zlecenia… gdy przyjechałem po odbiór auta niestety cała karoseria była w kawałkach a na moim oplu była buda od poloneza.. totalne pomieszanie we śnie… 

starzy sąsiedzi

śnili mi się sąsiedzi z 1 piętra domu w którym mieszkam. Ci którzy tyle razy mi zaszkodzili i przeszkadzali… jakiś opiekun wyjechał z dziadkiem na wózku inwalidzkim niby na spacer. ale zostawił go pod domem.. dziadek się nie ruszał.. był jak roślina… a stara kobieta jak zwykle miała o coś pretensje do mnie, ja byłem w trakcie przesadzania drzewka które rośnie przed domem. nie mam pojęcia dlaczego je zabrałem z tego miejsca. wykopałem dół 5 metrów dalej i tam próbowałem je zasadzić. niestety w tym miejscu (i we śnie i w rzeczywistości) jest beton.. czyli wykopałem dziurę ale nie wykopałem.. gdy przyszedłem z drzewkiem tam wciąż był beton…

złamana ręka

mamy pełnię więc jak to bywa koszmarki… wyszedłem z domu pani dyrektor jednej z firm. tam trafiłem na człowieka za którym nie przepadam w realnym świecie. pojawiła się też jedna z pań księgowych… wsiadła na rower (na bagaznik) on jechał, kazał biec za sobą az do mojego miasta.. to jakieś 90km od miejsca gdzie się znajdowaliśmy. my z kasią (księgową) chcieliśmy się od niego uwolnić ale bardzo się baliśmy. dotarliśmy do jakiejś miejscowości po drodze. duży plac, kościół, jakieś uroczystości. ksiadz coś mówił przez megafony do tego typa.. cos o haremie, jarzmie.. to niby jakiś dowcip był, bo ludzie się śmiali. zawiózł nas do tego kościoła bo chciał żebyśmy wzięli ślub (choć kasia jest mężatką, to we śnie było też widać.. obrączka na palcu) ja biegłem za tym rowerem, zabrakło mi tchu, zatrzymałem się na początku placu (wjeżdzali przez bramę w murach) podjechali pod kościelne schody, kasia usiadła obok a on odstawiał rower. w tym momencie przewrócił się i złamał rękę powyżej łokcia… ale złamał koszmarnie.. totalnie na pół.. jak on krzyczał, darł się masakrycznie… kasia miała nóż.. krzyczał "dawaj mi ten nóż.. dawaj!!!!!" i obciął sobie rękę która i tak wisiała na skórze.. paskudny widok… ale ja to wykorzystałem i uciekłem… masakra… 

znów winda

ale radykalnie inaczej… 🙂 tym razem wiedziałem, że to sen!!! byłem w mojej starej szkole, miałem jakieś zajęcia czy spotkanie. miałem wjechać na 2 piętro. wsiadłem do windy (choć nigdy w rzeczywistości jej tam nie było) i szukałem przycisku (2).. jak to we śnie – nie było. wcisnąłem przycisk który był jakby z boku, bez cyferki… drzwi się zatrzasnęły i pojechałem do góry, zdziwienie było pierwsze gdy na pierwszych mijanych drzwiach zobaczyłem cyfrę 2.. czyli ja wsiadłem na drugim piętrze!!!! no i zaczęła się jazda… mijałem piętro 15002 (tak, piętnaście tysięcy) winda strasznie się trzęsła – ale ja jak nigdy wcześniej stanąłem przy ścianie i zacząłem się śmiać mówiąc na głos – to przecież znowu ten durny sen o windzie… winda, jakby się wściekła, przyspieszała, zwalniała, cała się telepała… ale ja spokojnie, bez strachu stałem przy ścianie. i co… i dojechałem na to swoje drugie piętro, wysiadłem i trafiłem na imprezę w jakimś klubie.. .kolorowe światła, uśmiechnięci ludzie… szok… już dawno nie czułem się tak fajnie…. coś/kogoś pokonałem???

znów koleżanka

ale tym razem inna.. okazało się że jest prostytutką… ot zawód jak każdy inny. tyle, że ona była już tym zmęczona. chciała się spotkać i pogadać… poszedłem w umówione miejsce, ciemna klatka schodowa, drewniane schody, stara kamiennica. na 2 piętrze leżała bluza z kapturem i IPad !!!! a właściciela brak. początkowo chciałem zabrać iPada ale stwierdziłem że to przeciez kradzież i zostawiłem to. potem spotkałem się z koleżanką. mówiła że jest zmęczona, bo wczoraj miała włocha i holendra… i ma dosyć. zapytałem kiedy się pokochamy.. powiedziała, że jak odpocznie. ale całowaliśmy się długo i było bardzo miło.