zakładnicy

jakiś ośrodek w górach. las.. wieczór. wychodzę z domku gdy podjeżdża auto z niemieckim oficerem (dziwne, bo w poprzednim śnie.. krótkim też pojawił się niemiecki oficer który kochał się z moją koleżanką) w aucie są dwa zakładnicy. oślepił mnie światłami, miotam się, nic nie widzę, strzelam na oślep żeby go zabić. on do mnie też strzela ale to ja go trafiam. wciąż niewiele widzę, jakbym miał coś na głowie, kaptur czy coś takiego. zakładnicy wychodzą z auta.. byli w takich klatkach jak do przewożenia zwierząt… obok.. inny domek znajomych.. którzy wrócili ze spaceru gdy było już po całej akcji

________
przypomniałem sobie, że sen o zakładnikach już kiedyś był. tyle ze wtedy bandyci napadli na sklep real i też mieli zakładników

dwa sny w kolejności

dziś rano przypomniałem sobie o śnie który miałem 2,3 dni temu. bo temat ten sam….
sen numer 1
czekała mnie podróż jachtem. ogromnym, luksusowym. mieliśmy płynąć daleko i długo. kapitan jachtu sprawdzał stan silników. pływał po przepięknym akwenie (woda niesamowicie czysta, niebieska) ale wokół był las… pływał bardzo szybko. ja to wszystko obserwowałem z salonu na górnym pokładzie. w pewnym momencie płynęlismy dosyć stromo w dół… pomiędzy drzewami… jakby na niższy poziom jeziora. potem już tylko przesmyk pomiędzy skałami i otwarte moze.

sen z dzisiaj
uciekałem przed kimś na egzotycznej wyspie. i jak to na wyspie – dotarłem w końcu do morza. moi ścigający już prawie mnie mieli ale nagle pojawiła się jakaś dziewczynka. pokazała, żebym wszedł na drzewo i ukrył się w konarach. tak też zrobiłem. woda tez była niebieska, czysta. chciałem skoczyć z drzewa do wody, ale było za wysoko. w wodzi widziałem ogromne kamienie. zszedłem na niższy konar i wtedy wskoczyłem. nie wiem co się stało z prześladowcami. dopłynąłem do molo. długie, drewniane.. prowadzące do lasu. spotkałem tam kilka osób z mojej podstawówki z rodzinami. robili piknik w lesie, ognisko, kiełbaski itd. była mowa o jakiejś adopcji. że ktoś z nich zaadoptował dziecko.

jakaś kłótnia

śniło mi się jakieś mieszkanie (jakby u mojej babci) wyglądałem przez nie od strony podwórka. był tam jakiś koleś, menel.. coś do mnie krzyczał, ja mu zawadiacko odkrzyczałem.. no i jakże mocno się zdziwiłem gdy wszedł do mieszkania przez okno… na co ja, jak zwykle w realnym życiu starałem się z nim rozmawiać żeby uniknąć rozwiązań siłowych… no i się udało. bez rękoczynów…  i tu od razu mam wytłumaczenie tego snu.. miałem dziś bardzo ostrą rozmowę z moim bratem.. która mam nadzieję zakończyła się sukcesem w jego umyśle przez co i dla mnie zrobi się lepiej.. a druga sprawa to to, że dziś mam dzień pretensji.. do mnie wciąż ktoś o coś ma pretensje ale za kogoś.. zawiłe to troszkę ale tak jest. dzień bzdurnych pretensji pod zły adres.. niestety mój adres 🙁

podróż w czasie

byłem na wycieczce w jakimś starym grodzie… ale czasy aktualne. ot po prostu zwiedzanie zabytków. były pokazy bicia dzwonu w starej dzwonnicy. ogromne liny, huk dzwonu. naprawdę fajnie. gdy juz zaczęło się ściemniać przewodnik zarządził koniec zwiedzania. byłem wtedy w ogromnej jakby stodole, ale to było coś w rodzaju przedpokoju grodu. czyli brama główna… potem to coś a dopiero potem brama właściwa do grodu. gdy dochodziłem do ogromnych drzwi pomyślałem sobie – ciekawe jak tu było 400 lat temu… otworzyłem drzwi i…. oczywiście byłem 400 lat wczesniej. cudowny sen. niezwykle przyjaźni ludzie byli wtedy 🙂 mimo, że byłem ubrany nie z tamtej epoki, nikt nie atakował :). owszem budziłem zdziwienie ale było ok. ugoszczono mnie. po środku grodu odbywała się jakaś impreza. pamiętam nawet co jadłem. kurczaki ale zrobione w jakiś dziwny sposób.. małe kawałeczki, jakby ćwiartki ale bez pałek/nóżek, jakoś wstępnie ugotowane a potem pieczone. piłem też wodę.. chyba… rozmawiałem z kimś kto siedział obok. pytałem chyba jak się tu żyje… i tu sen się urywa…

skok do wody

byłem w mieszkaniu jakiegoś emerytowanego nauczyciela. byłem z kimś.. nie wiem… wyszliśmy we trójkę z jego domu i spacerkiem wędrowaliśmy wzdłuż rzeki szlakiem w moim mieście. nagle na barierkach mostu zobaczyłem moją córkę… huśtała się.. zacząłem krzyczeć żeby zeszła.. niestety wpadła do wody.. i tu dziwność – krzyknąłem MAREK!!! – a to mój młodszy brat… potem coś się działo jeszcze w biurze (obok tego mostu mam biuro w realnym świecie) ale nic konkretnego.

znów sąsiedzi

podobna sytuacja jak ostatnio. w ogródku sąsiadów zamieszanie… wykopali wszystkie drzewa i krzaki.. kładą kostkę brukową. pełno ludzi, ekipy budowlane, nagle zmiana scenerii… jestem w jakimś sanatorium z córką mojego 87 letniego sąsiada.. w jego pokoju… jest sąsiad, ale dziwnie młody… to znaczy stary ale młody, nie umiem tego wytłumaczyć. jest gładki, sprawny, pełny sił. wyglądał podobnie młodo pomimo swojej starości gdy śnił mi się mój dziadek, już po jego śmierci. przyszedł do domu babci.. usiadł na swoim fotelu gdzie zawsze czas dziennika telewizyjnego był czasem totalnej ciszy… dziadek nic nie mówił, tylko patrzył. nagle pukanie do drzwi.. dziadek wstał i powiedział – przyszli po mnie. muszę już iść… i wyszedł. ale ten sen był kiedyś… przypomniałem go sobie po tym śnie o sąsiedzie.
jeszcze o tym ostatnim śnie – gdy opuściłem ten ośrodek – jechałem zboczem góry… tylko trawa, stromo. trawa była śliska, drogi nie było i nagle, gdy autem nie dało się sterować okazało się że za trawą jest przepaść… ale w nią nie spadłem. patrzyłem tylko na ogromną łąkę na zboczu góry…