Jazda do celu z problemami

Miałem ten sen odpuścić. Był krótki i niby zupełnie niespójny. Męczy mnie jednak przez cały dzień.

Jechałem samochodem gdzieś. Uciekałem przed czymś. Dziwnie nieokreślone miejsce i to coś. Jechałem przez polne drogi, wciąż natrafiając na skrzynki z owocami. Rozpędzałem się chcąc je staranować. Udawało się to tylko częściowo. Zawsze chwilę to trwało, zanim przejechałem. W końcu udało się. Dojechałem do jakiegoś miasteczka. Czekał na mnie burmistrz/wójt… ktoś z szefostwa. Powiedział, żebym wjechał na teren miasta. Znów problem. Nie mogłem uruchomić silnika. Na desce rozdzielczej pojawiały się dziwne pomarańczowe komunikaty. W końcu udało się. Podjechałem kawałek, skręciłem w prawo i zaparkowałem.

Posiłek z murzyńską rodziną

Byłem w gmachu, który był niby galerią handlową, ale bardzo dziwną. Był bardzo ponury. Pusty. Siedziałem z rodziną Murzynów, która o coś się kłóciła. Poszedłem do toalety. Gdy szedłem – byłem dziwnie poniżany. Ktoś mi przykleił kartki z czymś obraźliwym. Byłem popychany, lżony przez ludzi. Gdy wróciłem, posiłek się skończył. Zbieramy się do wyjścia. I teraz ten element! Schody. Ogromne w sensie szerokości. Na oko z 10 metrów. Długie, bardzo długie. Długości nie umiem określić. Klatka schodowa była w formie kwadratu, ale bez łączeń płaskich, bez korytarzy. Po prostu schody, obrót 90 stopni, schody, obrót itd., itd. Dziwnie schodziliśmy. Jakby ślizgając się na butach. Jakbyśmy zjeżdżali. Piszę MY, bo obok mnie był ojciec Murzyn. Matka wciąż nas strofowała.

Bankomat i wpłata pieniędzy

Poszedłem do wpłatomatu, żeby wpłacić pieniądze. Miałem jakieś koszmarne ilości banknotów 10-ciozłotowych. Po oddaniu ich do wpłatomatu pokazała się liczba tych banknotów. 12 może 16 cyfr. Potem na koncie pojawiła się kwota 159773,00. Już wtedy wiedziałem, że bankomat się pomylił. Że zabiorą mi je, gdy odkryją pomyłkę. Tak też się stało.

Spacer po moście

Moje miasto. Dwa mosty. Połączone kładką wzdłuż rzeki, nad środkiem tejże. Wody zdecydowanie więcej niż normalnie. We śnie też to zauważyłem. Bałem się, że będzie powódź. Spacerowałem ze znajomym po tej kładce. Kładka bardzo wąska, dwie osoby obok siebie stanowiły problem. Woda czysta. Choć nie przejrzysta. Szafirowo-szmaragdowa. Dochodzimy do mostu. Znajomy mówi, że ostatnio zauważył, jak młodzi ludzie bawią się, bujając mostem. Zobaczyłem spoiny na moście co 2, może 3 metry. Doszedłem do środka mostu i zacząłem skakać na tej spoinie. Most zaczął się bardzo huśtać. Samochody się przesuwały, ludzie łapali barierek. Gdy zobaczyłem co się dzieje, przestałem i ruszyłem w stronę zejścia z mostu.

Wąż

Sen był dość krótki. Śniło mi się “polowanie” na węża. Byłem w mieszkaniu (wydaje mi się, że to był mój dom rodzinny). Pojawił się wąż. Brązowy, całkiem spory. Uciekał przed nami. Czyli byłem ja i ktoś jeszcze. Wąż przemieszczał się błyskawicznie z miejsca na miejsce. W końcu udało się go złapać, gdy schował się w dolnej części szafy.

Istota ze światła

Byłem jako opiekun dzieci na wycieczce. Góry. Musieliśmy zmienić plany przez złą pogodę. Cała wycieczka jechała autobusem. Dojechaliśmy do podnóża gór. Nagle okazało się, że jedna z grup (autobus dzielił się na 3 grupy), za złamanie jakiegoś zakazu, wysiadła z autobusu. Z mgły wyłonili się jeźdźcy na koniach. Ogromne, pięknie udekorowane. Dumne zwierzęta. Nie wiem skąd, ale mam wrażenie, że było ich 12. Potem jeszcze jedna grupa czegoś tam zapomniała. Też miała opuścić autobus, ale nagle szef całej wycieczki zarządził zbiórkę. Byłem na zbiórce osobiście, ale z drugiej strony – stałem jakby z boku, obserwowałem siebie na tej zbiórce. Ciekawe uczucie. Stałem obok kogoś (kobieta? mężczyzna?)…To na pewno był opiekun, ale nie wiem jakiej płci.
Zaczęliśmy znikać. Jakaś świetlista istota (kula) wielkości melona weszła w nasze sploty słoneczne, weszła w ciało. Przez chwilę byliśmy rozświetleni od wewnątrz ciała, nasze aury płonęły jak ognisko. Szef wycieczki zapytał, co się dzieje, na co mu odpowiedziałem, że ma się nie martwić. Że jesteśmy wybrani. Zmiana scenerii. Jedna z ulic w moim mieście. Idę po niej (konkretnie po ulicy) i przeskakuję samochody. Natychmiast poznałem, ten sen. Dawno już tego nie miałem. Mogłem latać! Mogłem dowolnie kształtować sen. Nikt mnie nie gonił, nie byłem zagrożony. Po prostu latałem nad ulicą. Skakałem na wysokość konarów drzew. Biegałem szybciej niż samochód. Wspaniałe uczucie.