Istota ze światła

Byłem jako opiekun dzieci na wycieczce. Góry. Musieliśmy zmienić plany przez złą pogodę. Cała wycieczka jechała autobusem. Dojechaliśmy do podnóża gór. Nagle okazało się, że jedna z grup (autobus dzielił się na 3 grupy), za złamanie jakiegoś zakazu, wysiadła z autobusu. Z mgły wyłonili się jeźdźcy na koniach. Ogromne, pięknie udekorowane. Dumne zwierzęta. Nie wiem skąd, ale mam wrażenie, że było ich 12. Potem jeszcze jedna grupa czegoś tam zapomniała. Też miała opuścić autobus, ale nagle szef całej wycieczki zarządził zbiórkę. Byłem na zbiórce osobiście, ale z drugiej strony – stałem jakby z boku, obserwowałem siebie na tej zbiórce. Ciekawe uczucie. Stałem obok kogoś (kobieta? mężczyzna?)…To na pewno był opiekun, ale nie wiem jakiej płci.
Zaczęliśmy znikać. Jakaś świetlista istota (kula) wielkości melona weszła w nasze sploty słoneczne, weszła w ciało. Przez chwilę byliśmy rozświetleni od wewnątrz ciała, nasze aury płonęły jak ognisko. Szef wycieczki zapytał, co się dzieje, na co mu odpowiedziałem, że ma się nie martwić. Że jesteśmy wybrani. Zmiana scenerii. Jedna z ulic w moim mieście. Idę po niej (konkretnie po ulicy) i przeskakuję samochody. Natychmiast poznałem, ten sen. Dawno już tego nie miałem. Mogłem latać! Mogłem dowolnie kształtować sen. Nikt mnie nie gonił, nie byłem zagrożony. Po prostu latałem nad ulicą. Skakałem na wysokość konarów drzew. Biegałem szybciej niż samochód. Wspaniałe uczucie.