spotkanie szkolne

jakiś stary budynek. w wielkiej sali spotkały się roczniki z mojej szkoły podstawowej. był też mój przyjaciel z ławki szkolnej. andrzej wyjechał do Bostonu zaraz po szkole. nie widziałem go 17 lat. nie wiem jak teraz wygląda. śmieszne odczucie, bo we śnie widziałem go jako dorosłego faceta, bądź co bądź, nie miał twarzy dziecka którą pamiętam ale równocześnie nie zmienił się wcale i nie miałem wątpliwości że to on. bardzo się ucieszyłem i we śnie, w potem po przebudzeniu, że go zobaczyłem, rozmawiałem z nim, pytałem jak mu się powodzi w Stanach… czułem jakbym go spotkał naprawdę.

znowu gdzieś byłem

jakiś czarownik uwięził mnie i 2 inne osoby – kobiety. coś robiliśmy. ja miałem zaczarowane rękawice robocze, grube ze skóry którymi musiałem pracować. zaklęcie można było zlikwidować wodą, myjąc rękawice. czarwonik grał nam na akordeonie, ale wściekał się gdy myłem rękawice. wiedziałem, że czar zniknął i chciałem się ukryć. plac teatralny w moim mieście. siedzę przy stoliku obok kiosku. podchodzi skin i mówi – zabić żydów. znam tego skina z realnego świata. w końcu odchodzi. nagle jedna z dziewczyn krzyczy do niego jak nie być żydem. przychodzi inny z nożem. pyta czy założę się, że on kogoś zabije.  wstaję i odciągam go od stolika. rozmawiam i proszę aby tego nie robił. szukam pomocy. wciąż trzymam go za rękę i nóz. on wciąż chce zabić. nagle pojawia się patrol policji. widzą co się daieje. zatrzymują się. ja wykręcam mu rękę. kładę na ulicy i czekam na patrol. zabierają go. mi puszczają nerwy i proszę aby mnie zawieźli do domu. wsiadam do radiowozu i zasypiam z nerwów. przykryli mnie kocem. budzę się po jakimś czasie i widzę, że nie jedziemy do mojego domu. rozmawiają o czymś, o czym nie mogę słuchać. zatykam sobie uszy. jeden z policjantów ma automatyczną strugawkę do kredek (???). struga kredki alu mu to nie wychodzi. pełno wiórów jakby ostrugał tysiąc kredek. pełno wiórów w całym radiowozie. biorę brązową kredkę i pokazuję mu jak to się robi. dostaję sms od mojej dziewczyny o 23:52, że obawia się że spełnię swoje obietnice (?!?!?). wydaje mi się, że dojechaliśmy w końcu pod mój dom. budzę się. sorki za formę opisu, ale przepisałem to, co napisałem o 3 albo 4 rano. bo znów okazuje się, że ja snu nie pamiętam.   

sen o znajomym

całą noc śnił mi się znajomy. w różnych sytuacjach. działo się to w jego biurze. wciąż mu coś nie działało. coś się psuło. starałem się pomóc. to jedna strona mojego snu. druga strona to sen mojej partnerki. śnił się jej mężczyzna w dużym aucie który zasnął za kierownicą i wpadł pod duży samochód (taki jak jeździ po autostradach i kosi rowy melioracyjne) i ta kosa urwała mu rękę i ucięła kawałek głowy. mega horror senny. nie wiem czy wiązać te sny. znajomy ma bardzo duże auto…. tak czy owak nie czuję się fajnie.

walka

walka. dziwna klatka schodowa. jakieś zakapturzone postacie. zabijam ich lecz z minuty na minutę wciąż ich przybywa. rzucam się w przestrzeń na sam dół (schody są opisane na bardzo dużym okręgu, środek pusty). spadam z dużej wysokości i uciekam gdzieś w nieznanym kierunku. podłoga wykafelkowana. poręcze czarne, kute, zdobione. w ścianie jest wnęka. jakby miały być tam drzwi ale jest ściana. jest natomiast krata zamykająca. też czarna, kuta. wchodzę w tą wnękę, chowam się przed tymi którzy ze zbiegają ze schodów żeby mnie zabić. zamykam od wewnątrz kratę wciskając się w kąt. oddycham bardzo delikatnie żeby mnie nie usłyszeli. robię się ciemny i wtapiam w cień. nie wiem czy mnie zauwazyli, bo w chwili gdy domykam kratę robię wydech i budzę się. kątem oka widziałem, że ONI byli już na schodach na parterze. udało mi się uciec.