Rewizja (prawie) w sklepie ogrodniczym

Byłem w Niemczech. Coś robiłem u kogoś, co wymagało wizyty w markecie ogrodniczym. Znalazłem. Byłem ubrany w ogromną reklamówkę foliową wywróconą na drugą stronę. Ta druga strona była szara. Celowo to opisuję, bo to nie było zwykłe ponczo przeciwdeszczowe, a właśnie ogromna torba foliowa. Na dole miała normalne „uszy” do niesienia.

Wszedłem przez główne drzwi i odezwał się alarm. Dziwne, bo niby dlaczego przy wejściu (?). Pan ochroniarz dopadł do mnie i zaczął wrzeszczeć po niemiecku. Ja do niego też z wrzaskiem: „don’t scream!!!”. Pan jakby się uspokoił i coś zaczął mówić po niemiecku. Z gestów wywnioskowałem, że mam pokazać kieszenie. Powiedziałem, że to niemożliwe. Nie ukradłem nic, bo dopiero przyszedłem. Pan powiedział, że jeśli tego nie zrobię, to czeka mnie kontrola osobista, a to nie będzie przyjemne, na co ja zdjąłem moją „reklamówkę/ponczo” i chyba zwinąłem ją w kulkę i rzuciłem na podłogę, mówiąc – z rozbawieniem i delikatną pogardą – „chyba sobie kpisz…” Wyszedłem ze sklepu i od tej chwili przez nikogo nie byłem już niepokojony.
Temu wszystkiemu przyglądała się pani zza biurka. Jakiś punkt informacyjny, raty… Nie wiem. Wiem natomiast, że ona była „ze mną”, bo nie zgadzała się na metody, które stosuje ten ochroniarz.
Po chwili wróciłem do tego sklepu i zobaczyłem, że ochroniarz biegnie do mnie z !dwumetrową! różą!!! Była przepiękna i zmieniała kolory. Z czerwonego na niebieski. Gruba łodyga, a kwiat – jakby na początku uwięziony w otoczce –  rozłożył się i wtedy zmieniał kolory. Niesamowity widok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *