Sen o pchaniu fiata „malucha” był wczoraj, ale był na tyle krótki i bez związku, że nie spisałem go. Po dzisiejszej nocy, chyba warto.
Szedłem w stronę kompleksu szkół. Ogromne budynki, jakaś bardzo dobra uczelnia. Do uczelni prowadzi asfaltowa droga, gładka, ale dość stroma i bardzo zawijana. Taka górska serpentyna. W pewnym momencie zauważyłem 4 osoby jadące w maluchu właśnie. Maluch tracił moc, bo wzniesienie było zbyt strome. Zaproponowałem, czy też po prostu zacząłem pchać pod górkę. Ruszył, dławił się, ale jechał. W pewnym momencie podjazd okazał się zbyt stromy jak na moje siły. Do parkingu zostało może 5, może 10 metrów. Jedyne, co mogłem, to trzymać auto z pasażerami, żeby się nie stoczyło. Podeszli inni ludzie. Popchnęliśmy tak mocno, że maluch aż kilka razy się obrócił już na parkingu. Dużo śmiechu i wdzięczności ze strony pasażerów malucha. Tamci ludzie, studenci tejże uczelni, po prostu poszli dalej. Ja też poszedłem w stronę jednego z budynków (na zajęcia???)