Podróżowałem po miejscach, gdzie były domy. Ostatni, który zapamiętałem, to ogromny pałaco-zamek. Jakby muzeum. Mieszkała w nim kobieta. Biała zakonnica. Oprowadzała mnie (grupę) po pokojach. Potem już sam, trafiłem do jej pokoju, gdzie włączyła bardzo staroświecki adapter i włożyła jakąś winylową płytę z ulubioną muzyką. Słuchaliśmy jej i rozmawialiśmy. Sprawiała wrażenie szczęśliwej, ale bardziej z wewnętrznego nakazu. Ona miała misję w którą głęboko wierzyła. Była sama w ogromnej budowli, ale tak musiało być.