Szałas Potu pod Milanówkiem 11-12 sierpnia 2018

Ostatni Szałas, ale pierwszy mój w nowiu (11-12 sierpnia). Prowadziła jak zwykle wręcz doskonale, Iza Ołdak. Niesamowite, energetyczne miejsce, gospodyni miejsca radosna i otwarta, były też dwa przyjazne psy (choć wygląd na to nie wskazywał). Budowa Szałasu, jak to budowa. Budowanie Szałasu to nie tylko wznoszenie kopuły. To przede wszystkim budowanie wspólnoty. Każdy brał się za to co było pod ręką. Sprawnie poszło i pięknie wyszło. Szałas prezentował się niczym doskonałe SPA 🙂 (tak, teraz gdy czytam tekst przed publikacją, uświadomiłem sobie, że nie zrobiłem zdjęcia Szałasu po ukończeniu 🙂 Ale mam go w pamięci. Był wspaniały.

Ogień i „zapalacze” polubili się od pierwszej iskry. Ognisko płonęło jak zaczarowane. Wspaniała pogoda, ciepło i bez deszczu. Szamani to jednak potrafią żyć w zgodzie z Duchami i uzgodnić pewne sprawy wcześniej. Tu, muszę wtrącić jednak sytuację po słowach Izy – wchodzimy do Szałasu. W tym momencie zaczęły trzaskać pioruny, niebo jaśniało rozbłyskami, LAŁO! Przez 5 minut :))) Ceremonię okadzania zrobiliśmy w domu, gdy już wszyscy byli w Szałasie deszcz ustał, przesunął się gdzieś obok razem z burzą. Po moim ostatnim Szałasie, w Zajęczym Jarze, gdzie wchodziłem z intencją „nieoszukiwania siebie”, tu, pojawiła się intencja „uważność wobec siebie”.  Trafiona, wspaniała intencja. Kolejne bramy przebiegały jakbyśmy dopiero przed chwilą weszli. Mnie najmocniej dotknęła brama 3. Dojrzałość. Pojawiła się niesamowita wizja (oczywiście mój obrazek nie oddaje jej w żadnej skali).

 

Ale potęga i czystość emocji które się pojawiły i to, że nie pamiętam tego co się działo w Szałasie, spowodowały ogromną ulgę po „przebudzeniu” Lewitowałem nad/przy ogromnym (100-200 metrowym) wodospadem. Wodospad zaczynał się lać czarną mazią (smołą) wymieszaną z wodą. Im niżej, tym bardziej smoło zostawała oddzielana od wody. Woda stawała się czystsza, biała, jak bałwany wodne w górskich potokach. Mniej więcej w połowie woda oddzieliła się od wodospadu i smoły i uderzyła (ale nie boleśnie) we mnie. W klatkę piersiową, w splot słoneczny. Do doświadczenie trwało chwilę, ale ono także wybudziło mnie z wizji. Brama czwarta – bo był już wręcz fizyczny ból. Na poziomie ciała, byłem wykończony, słaby ale i bardzo lekki. Wyjście z Szałasu było bardzo oczyszczające. Czyste niebo nad nami, spadające meteoryty (jakieś roje przechodziły wtedy nad Polską). Potrzebowałem być tylko ze sobą. Otulony w koc doświadczałem drugiej, czwartej bramy już poza szałasem. Śmierć w spokoju i lekkości.

 

Muszę także napisać o Izie w innej kwestii. Ona naprawdę ma ogromną moc. Mnie, „zmusić” do rysowania czegokolwiek??? To udawało się tylko nauczycielom w szkole podstawowej na zajęciach z plastyki. Izo!!!! Czuj się więc Nauczycielem 🙂

 

Namaste!