Chodziłem z moją suczką (Akela nie żyje od ponad roku) po jakimś mieście. A może raczej małym miasteczku. Co krok to policja i informacja, że właśnie znaleziono zakatowanego człowieka. Panował ponury nastrój wśród mieszkańców. Ja też się trochę bałem. Tym bardziej, że gdzieś tam pojawiała się moja córka. Zapadł wieczór. Wracałem z Akelą chyba do domu. Zza rogu usłyszałem odgłosy bicia. Jakiś facet lał pięściami po nerkach swoją dziewczynę. Krzyknąłem do niego, żeby przestał. Nie posłuchał. Podszedłem bliżej i wtedy się odwrócił. Zobaczył psa, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Oddaliłem się od tego miejsca, a on poszedł za nami, coś tam wykrzykując. W tym czasie dziewczyna zdążyła uciec.