osada. dużo ludzi. obcy. mówią w języku niezrozumiałym dla mnie. osada jest przesadnie czysta. idealnie symetrycznie zbudowana. lustrzane odbicie. alejki wysypane białym lastriko (takie ostre kamyczki ożywane do nagrobków). wiem, że oni wiedzą, że ja jestem obcy. ale nikt mnie nie zaczepia, nie atakuje. patrzą się na mnie tylko. idę w stronę centrum osady. tam jest plac a na palcu stoi krzyż. na nim postać/figura (w domyśle jezus 🙂 choć we śnie ja tego tak nie odbierałem. na pewno było to jakiś symbol. gdy doszedłem pod figurę ludzie, z pogodnych i w sumie życzliwych stali się źli. zaczęli coś krzyczeć w stronę figury, rzucać kamieniami, pluć na krzyż. zacząłem ich odganiać, stając plecami do krzyża i mówić, a właściwie krzyczeć że tak nie wolno, że to nie nie fair takie zachowanie. każdy przecież może wierzyć w co chce i nie trzeba tego opluwać ani wyszydzać. po paru chwilach oni przestali a figura mężczyzny "ożyła" pochyliła się do mnie i powiedziała "dziękuję ci"