wielki biurowco-mieszkalny budynek. dziwny, bo baaardzo długi korytarz, mieszkania tylko po prawej stronie. malutkie klitki, balkon a la "żygalnik". fruwam po tych korytarzach jak Neo z Matrixa. dolatuję do jednego z mieszkań, wchodzę do środka. a tam jakaś kobieta wyskakuje przez ten balkon. zabija się. ludzie w tym mieszkaniu rozpaczają, ja lecę do wyjścia z budynku. spotykam tą kobietę (ale w ciele faceta) która się zabiła. wiem że tylko ja ją/jego widzę. mówię mu, że kiepsko się stało. że tam ludzie rozpaczają. że zrobił źle. on się uśmiecha i wychodzi. ja zostaję. są jeszcze jakieś strzępy obrazów spoza budynku. kogoś gonię, ktoś mnie goni. biję się z kimś … no i wciąż fruwam….