tej samej nocy drugi sen. biuro w którym pracuję, jedna osoba to pani dyrektor, druga to dziewczyna którą we śnie próbuję rozpoznać, bo wiem że ją znam (z realnego świata) nagle się orientuję (gdy słyszę jej nazwisko) że to koleżanka z podwórka, razem się bawiliśmy. Ola xxxxxx (tu pada jej nazwisko – ale podwójne panieńskie i po mężu). rozpoznaję ją po tym panieńskim, bo ono okazuje się takie samo jak innego mojego znajomego, którego żona prawdziwa rzeczywiście, w realnym świecie mieszkała w tej samej kamiennicy i w tej samej klatce co Ola (ale w rzeczywistości chyba nie są rodziną ). ola dziwnie wygląda. na to pani dyrektor mówi, że przecież Ola nie żyje. zdziwiony pytam jak to możliwe. ola podchodzi do mnie i tłumaczy, że podali jej jakiś preparat który ją ożywił do dnia pogrzebu. rozmawiamy chwilę, ale ola zaczyna słabnąć. w pokoju robi się zbyt ciepło dla niej, bo warunkiem "życia" jest niska temperatura. ola mdleje a ja się budzę, a właściwie budzi mnie mój oddech.. postaram się to opisać….. nadymając policzki i gwałtownie wypuszczając powietrze wydobywa się specyficzny odgłos i zapada się klatka piersiowa. takie puuuufffff…. właśnie tak się obudziłem…..