atakowali mnie ludzie, nie wiem co chcieli ale walczyłem z nimi. ich ciała były niezniszczalne do chwili gdy uderzyłem w ich głowy. głowa odpadała i musiałem ją zniszczyć. mocno skoczyć na nią a wtedy wybuchała zieloną mazią. obrzydliwy widok. to trwało chwilę. potem był jakiś parking przy domu, ruchliwa ulica. bar przydrożny, ludzie. ktoś z ameryki, jakaś para. ona mówiła słabo po polsku. o czymś rozmawialiśmy.