byłem z córką (znów córka we śnie) w domu, z ogromnym salonem i wyjściem na ogród przez szklaną ścianę. do tego salony schodziło się po schodach od wejścia.. jakby z balkonu ale bez balustrady. zorientowałem się, że ktoś jest w tym domu. złodzieje, bandyci.. ale miałem wrażenie że to nie przypadek. że oni są tu ze względu na nas i mają złe zamiary. gdy weszliśmy z córką do salonu (choć w sumie to z niego nie wychodziliśmy) oni już tam byli. ku mojemu zdziwieniu na balkonie stali jacyś mężczyźni którzy z broni maszynowej zastrzelili tych złych… straszny widok. krew, jęki tych bandytów, dziury w klatkach piersiowych.. masakra. ale we śnie odczułem uglę. czułem że zostałem uratowany. potem zjawił się dziadek mojej córki i razem wyszliśmy z domu. ja na chwilę wróciłem do salony i zza telewizora wyjąłem srebrną biżuterię. domniemam że swoją (choć we śnie miałem wrażenie że zabieram ją domownikom) biżuteria wyglądała dokładnie tak, jaka noszę na codzień, duża, wzory orłów, indian i czaszki… był także jeden z moich naprawdę dużych egzemplarzy – blokowy pierścień na cały palec, w formie odwłoka obcego z głową sępa…