mamy pełnię więc jak to bywa koszmarki… wyszedłem z domu pani dyrektor jednej z firm. tam trafiłem na człowieka za którym nie przepadam w realnym świecie. pojawiła się też jedna z pań księgowych… wsiadła na rower (na bagaznik) on jechał, kazał biec za sobą az do mojego miasta.. to jakieś 90km od miejsca gdzie się znajdowaliśmy. my z kasią (księgową) chcieliśmy się od niego uwolnić ale bardzo się baliśmy. dotarliśmy do jakiejś miejscowości po drodze. duży plac, kościół, jakieś uroczystości. ksiadz coś mówił przez megafony do tego typa.. cos o haremie, jarzmie.. to niby jakiś dowcip był, bo ludzie się śmiali. zawiózł nas do tego kościoła bo chciał żebyśmy wzięli ślub (choć kasia jest mężatką, to we śnie było też widać.. obrączka na palcu) ja biegłem za tym rowerem, zabrakło mi tchu, zatrzymałem się na początku placu (wjeżdzali przez bramę w murach) podjechali pod kościelne schody, kasia usiadła obok a on odstawiał rower. w tym momencie przewrócił się i złamał rękę powyżej łokcia… ale złamał koszmarnie.. totalnie na pół.. jak on krzyczał, darł się masakrycznie… kasia miała nóż.. krzyczał "dawaj mi ten nóż.. dawaj!!!!!" i obciął sobie rękę która i tak wisiała na skórze.. paskudny widok… ale ja to wykorzystałem i uciekłem… masakra…