To był jakiś ośrodek wypoczynkowy. Przyjechałem tam z córką. Spotkałem tam byłą żonę mojego przyjaciela. Była tam z jakimś towarzystwem. Gdy wypakowywałem bagaże z auta, zauważyłem kolesia. Był bardzo duży. Z twarzy, zachowania i sposobu mówienia stwierdziłem, ze był niepełnosprawny umysłowo. Miał nienaturalnie duże palce, ale tylko ostatni segment, ten z paznokciem. Mówił, że on wie, że podoba się mojej koleżance. Żebym ją zawołał. Coś mu odpowiedziałem i poszedłem zaniepokojony powiedzieć o tym koleżance. Córka siedziała w pokoju na parterze i grała w coś na komputerze. Wszystkie pokoje były ogromne ale puste. Drewniana podłoga i okna. OGROMNE. Bardzo wysokie. Wyjrzałem przez okno. Koleś nas szukał. Był na wysokości sąsiedniego pokoju po lewej stronie. Dotarł do mojego okna, usiłowałem je zamknąć, ale się nie udało. Zaczął wchodzić przez nie do pokoju. Powiedziałem, żeby tego nie robił bo zawołam policję. Zacząłem krzyczeć „pomocy” i wybiegłem na parking. Koleś uciekł. Po sekundzie przyjechała ochrona ośrodka. Kolesia nie było, ja chciałem zadzwonić na policję. Nie udało mi się, bo telefon chciał ode mnie jakiegoś hasła którego nie znałem. Obudziłem się…