Zastanawiałem się czy warto opisać ten sen. Ale nie dawał mi spokoju. Był krótki, ale dziwnie symboliczny (choć jak to często bywa) nie rozumiem symboli we własnych snach.
Śniło mi się jakieś miejsce. Nie znam go. Było dziwnie „teatralne” Wszystko jakby celowo ustawione. Jakby właśnie w teatrze, w studiu telewizyjnym. Nie pamiętam dokładnie co się działo przed. To co utkwiło mi w pamięci to ogromne, suche, szare drzewo. Jakbym przed kimś uciekał – zacząłem lecieć w stronę konarów. Świadomie, wiedziałem, że potrafię się wznieść. Coś na dole mnie atakowało. Miałem, mimo umiejętności lewitacji, ogromny strach, bo gałęzie, grube konary łamały się jak zapałki pod moim ciężarem. Dopiera na samej górze znalazłem konary, które mnie utrzymały, choć czasami trzeszczały. Udało mi się uciec przed tym czymś z dołu.