Pierwszy sen tej nocy był krótki. Był mrok, zobaczyłem drzwi, otworzyły się, prawie przez nie przeszedłem… Obudziłem się z krzykiem przerażenia. Tam było zło w czystej postaci.
Drugi sen wynagrodził mi pierwszy. Szedłem jedną z ulic w moim mieście. Zobaczyłem w przydomowym ogródku strusie. 3 sztuki. Patrzyły na mnie z zaciekawieniem łyse głowy o wielkich oczach… Zatrzymałem się i przez chwilę przyglądałem się im. Zerwałem jakąś dziwną roślinę i chciałem ją im dać do zjedzenia. Odsunęły się od płotu (pomiędzy nimi a płotem była woda – jakby celowo, żeby nie dochodziły do płotu). Słyszałem szepty. Myślałem, że to ludzie, którzy idą po ulicy, tylko że nikogo nie było w pobliżu. Rzuciłem więc tę roślinę strusiom i, ku mojemu zdziwieniu, usłyszałem ich „rozmowę” :
„… mmm… co on nam tu dał? myślisz, że to jadalne? ciekawe czy smaczne…”
Oczywiście strusie nie mówiły. Słyszałem ich myśli. Patrząc na nie z zaciekawieniem, urwałem drugą roślinę i w myślach powiedziałem, że nie zrobię im krzywdy. Spokojnie podszedłem do płotu i podałem już same liście zerwane z łodygi. Zjadły ze smakiem, wciąż „gadając.” Nie pamiętam już, co mówiły, ale to był nieustający dialog między nimi. Po chwili jeden z nich przeszedł przez płot i zaczął z bliska przyglądać mi się wielkimi oczami. Jedna dziwna sprawa, to ich nogi. Były jak nitka. Dokładnie tak jak piszę. Ciało i reszta – normalne, ale nogi były z jednej czarnej kreski. Jakby czarna nitka. Nic więcej.