Niesamowity – pod względem odczuć (po przebudzeniu) – sen. Śniło mi się, że pierwszy raz w życiu prowadzę Szałas Potu. Odbywał się na dachu budynku. Zaprosiłem (lub sami przyjechali) ludzi mi nieznanych. Poza jedną kobietą, przewijającą się w moich dawnych snach. Płonęło już ognisko, ludzie przygotowywali się do wejścia, gdy nagle, nadleciał dron, filmując nas z góry. Był bardzo hałaśliwy, a do tego filmował nas, gdy my sobie tego nie życzyliśmy. Starałem się dociec, skąd jest sterowany. Rzucałem w niego kamieniami. Nic nie pomagało. W pewnym momencie… no właśnie. Nie wiem, czy zrozumiałem, że to sen, czy po prostu nieświadomie skoczyłem w jego kierunku, w górę. Bardzo wysoko. Złapałem, zniszczyłem i ceremonia mogła się rozpocząć. Przy okazji wyszło, że zapomniałem Białej Szałwii. Stwierdziłem, że nie jest to duże odstępstwo. Usiedliśmy w kręgu i tu stało się coś dziwnego/ciekawego. Staliśmy się (lub zamknąłem ich) w żelaznej obręczy, tworzącej krąg. Wtedy się obudziłem.