Jakiś czas temu, Wojtek „wprowadził” propozycję wspólnych medytacji o 21:00. Nie ukrywam, przez pierwsze kilka dni (wtedy) rzeczywiście to robiłem. Potem, jakoś się to rozmyło. Nigdy nie byłem dość konsekwentny. Do paru mrugnięć okiem temu. Nooo… może więcej niż paru. Od 4 tygodni, dzień w dzień medytowałem. Po swojemu, wizyjnie przy mantrach. I od drugiej, może trzeciej medytacji – nie wyobrażam sobie, że może być inaczej. Zaskoczyło mnie to zupełnie. Medytacje po prostu stały się mną, stały się czymś naturalnym, niewymuszonym. Nie pojawiła się żadna myśl – wymówka, żeby medytacji nie zrobić. Przerywam wszystko, by w okolicach 21 usiąść w spokoju i poświęcić się medytacji. Od 5 kwietnia rozpocząłem praktykę Kirtan Kriya, na ten moment wersję 12 minutową. Wojtek zadał wtedy pytanie – czy coś się dzieje, czy coś się zmienia? Teraz mogę z pełną odpowiedzialnością, 4 tygodniowego „noworodka” powiedzieć o tym, co się zmienia. Co zauważam. W punktach będzie to łatwiej uporządkować.
Fizyczność:
1. Pozbyłem się chronicznego bólu pleców, odrętwienia karku i palców.
2. Przemiana materii – turbo!
3. Chociaż sen zawsze miałem bardzo dobry, teraz jest dobry dobry 🙂
W głowie:
1. Podczas Kirtan Kriya – przypominają mi się rzeczy z dzieciństwa, o których totalnie nie pamiętałem. Generalnie niewiele pamiętam z dzieciństwa.
2. Czas przestaje istnieć. 12 minut mija jak 5 sekund.
3. Energetycznie jest wyżej niż wysoko 🙂
4. Ujawniają się rzeczy wymagające oczyszczenia. Relacje między ludźmi a mną, relacje zawodowe, między mną a innymi firmami. To wszystko mocno trzeszczy i zmienia się. Dla mnie na plus. Jestem bardzo odważny.
Na ten moment tyle. Kriya trwa jeszcze zbyt krótko, żeby w pełni odsłoniła kurtynę. Jednak to co się dzieje do tej pory – zaskakuje mnie. Uszczęśliwia, uczy, daje siłę i spokój.