Dwa dni temu miałem sen. Bardzo wysoki budynek. Może biurowiec, może mieszkalny. Sięgał wydawało się do granic atmosfery. Pierwszy raz w życiu śniła mi się winda która nie była w środku budynku a na zewnątrz. Dodatkowo ta winda to była tylko platforma sunąca w górę lub w dół. Jakaś kobieta stała na dachu budynku i czekała na mnie. Wydawało mi się, że dodaje mi otuchy, bo bałem się jadąc tak wysoko. Bardzo mocno wiało, czasami miałem wrażenie, że spadnę, że mnie zdmuchnie. Nie było się za bardzo czego złapać. Położyłem się na brzuchu i wjechałem na samą górę. Zwlekałem z nieznanych mi powodów z zapisaniem tego snu. Dziś rano mnie olśniło. To pierwszy sen o windzie w którym nie zorientowałem się, że to sen. Druga sprawa to to, że po raz pierwszy nie byłem niczym ograniczony! Nie było ścian, nie było jazdy na dziwne, nieistniejące piętra. Nie było strachu przed samą windą lub (od kiedy sen o windach stał się świadomy) chęci upokorzenia windy. Wtedy to ona się bała i chowała przede mną. Tym razem strach był tylko przed wysokością, ale spowodowany nową sytuacją. Winda była po prostu windą a nie czymś, z czym walczę. I otwarta przestrzeń, wyzwolenie z pudełka, zburzenie, wymazanie ograniczeń. Ciekawe, że właśnie teraz. Mniej więcej tydzień przed wyjazdem do lasu. Przed spotkaniem z Duchami i ludźmi których kocham. Którzy myślą podobnie, czują podobnie jak ja. Gdzie nie ma napinki, nie ma ukrytych interesów. Gdzie czas przestaje istnieć. Jadę tam i kiedyś przyjdzie taki moment, że nie wrócę do tej rzeczywistości. Bez znaczenia jest to, czy to ja nie pasuję do tego świata czy to świat nie pasuje do mnie. To już jest bez znaczenia 🙂