Pojechałem ze znajomym (z realnego świata) do Katowic. Na jakieś biznesowe spotkanie. Pojechaliśmy jego bardzo luksusowym samochodem. Gdy dotarliśmy na miejsce, on wszedł na spotkanie, a mnie poprosił o powrót tym autem do domu i wzięcie ze skrytki 1100 EURO. Miałem potem wrócić do Katowic i dać mu te pieniądze. Pojechałem. Znalazłem te pieniądze (były dziwnie ukryte, klucze pod doniczkami, potem jakieś szyfry, łamigłówki, aby otworzyć sejf). W drodze powrotnej zatrzymałem się na kawę w jakimś barze. Zaparkowałem przy oknie, aby mieć baczenie na auto. Oddałem kluczyki i dowód rejestracyjny koledze, który miał je przestawić w inne miejsce. Ku mojemu zdziwieniu, po wyjściu na parking auta nie było. Okazało się, że zostało skradzione. Bardzo się zmartwiłem. Po jakimś czasie auto stało w tym samym miejscu, ale bez kół. Byłem spanikowany, co robić dalej. Co powiem właścicielowi. Zmiana scenerii. Jestem w przychodni lekarskiej, pani nie chce mnie zarejestrować. Pokazuje mi wydruki z NFZ i prosi, żebym udowodnił najpierw, że miałem płacone składki w tych zakładach pracy, które są na wydruku. Zdębiałem. To było 20 lat temu. Wziąłem jednak ten wydruk i ruszyłem na poszukiwanie pracodawców. Gdzieś chodziłem, jakieś wioski, błoto. Ale obrazy są chaotyczne.