jakiś czarownik uwięził mnie i 2 inne osoby – kobiety. coś robiliśmy. ja miałem zaczarowane rękawice robocze, grube ze skóry którymi musiałem pracować. zaklęcie można było zlikwidować wodą, myjąc rękawice. czarwonik grał nam na akordeonie, ale wściekał się gdy myłem rękawice. wiedziałem, że czar zniknął i chciałem się ukryć. plac teatralny w moim mieście. siedzę przy stoliku obok kiosku. podchodzi skin i mówi – zabić żydów. znam tego skina z realnego świata. w końcu odchodzi. nagle jedna z dziewczyn krzyczy do niego jak nie być żydem. przychodzi inny z nożem. pyta czy założę się, że on kogoś zabije. wstaję i odciągam go od stolika. rozmawiam i proszę aby tego nie robił. szukam pomocy. wciąż trzymam go za rękę i nóz. on wciąż chce zabić. nagle pojawia się patrol policji. widzą co się daieje. zatrzymują się. ja wykręcam mu rękę. kładę na ulicy i czekam na patrol. zabierają go. mi puszczają nerwy i proszę aby mnie zawieźli do domu. wsiadam do radiowozu i zasypiam z nerwów. przykryli mnie kocem. budzę się po jakimś czasie i widzę, że nie jedziemy do mojego domu. rozmawiają o czymś, o czym nie mogę słuchać. zatykam sobie uszy. jeden z policjantów ma automatyczną strugawkę do kredek (???). struga kredki alu mu to nie wychodzi. pełno wiórów jakby ostrugał tysiąc kredek. pełno wiórów w całym radiowozie. biorę brązową kredkę i pokazuję mu jak to się robi. dostaję sms od mojej dziewczyny o 23:52, że obawia się że spełnię swoje obietnice (?!?!?). wydaje mi się, że dojechaliśmy w końcu pod mój dom. budzę się. sorki za formę opisu, ale przepisałem to, co napisałem o 3 albo 4 rano. bo znów okazuje się, że ja snu nie pamiętam.