Jechałem długo autem lub szedłem gdzieś w nieznanej miejscowości. Doszedłem na ogromny, naprawdę ogromny peron kolejowy. Okazało się, że jest opuszczony, dawno nie jechał tędy żaden pociąg. Poszliśmy dalej (nie wiem z kim, ale to była grupa ludzi). Do teraz pamiętam te kolory. Trawa na polach i łąkach była tak soczysta, tak niesamowita. Jakbym oglądał materiał telewizyjny w HD. Aż nienaturalnie. Była też wspaniała pogoda. Idziemy. Dochodzimy do boiska. Ogrodzonego siatkowym płotem. I co widzę? Moja zmarła babcia zaprasza nas (i teraz się okazuje, są wszyscy jej synowie, jest nawet jeden ze zmarłych synów, oraz ja i moi bracia) Bawimy się piłką na boisku. Gramy, biegamy, rzucamy sobie. Babcia wciąż się śmieje, jest bardzo szczęśliwa. Łapie piłkę ogromną rękawicą, jak do baseball’a. Jedna z ostatnich scen, zwalnia czas, widzę jak babcia łapie piłkę, uśmiecha się (ma piękne, białe zęby). Gra jakaś cudowna muzyka. Czas wraca do normy, babcia mówi – no dosyć, muszę już iść. I zniknęła. Potem patrzyłem na wujka, syna babci który zmarł rok temu. Zostaliśmy sami. Poszliśmy do baraku obok boiska. Było tam mnóstwo książek. Jakby w malutkim mieszkanku. Ładnie ułożone na półkach, kolorowe okładki (dużo czerwonych). Rozmawialiśmy z pozostałymi tym razem o najstarszym wujku (w realu on żyje). We śnie nie żył. Wspominaliśmy go.