Byłem w moim mieście. Szedł ze mną jakiś mężczyzna i moja córka. Jedna z głównych ulic. Panika wśród ludzi. Trzęsienie ziemi, dym, strach. Ta główna ulica była już tylko głębokim kanionem wypełnionym lawą. Moja córka, gdy przechodziliśmy obok banku, wpadła na pomysł wzięcia szybkiego kredytu. Skoro i tak nasza planeta się rozpada… Odpowiedziałem z uśmiechem, że to zupełnie bez sensu. To nie ma żadnego znaczenia. Po co jej pieniądze. Zacząłem się zastanawiać, czy wskoczyć do tej lawy na nogi, czy na głowę. W jakiej pozycji śmierć będzie szybsza. Gdy się tak zastanawiałem, patrzyłem na panikę ludzi. Biegali jakby w amoku. Ja byłem spokojny i zamyślony.