Wróciłem z Holandii, gdzie zrobiłem, sam dla siebie, Ceremonię z udziałem Złotego Nauczyciela. Tym razem oddałem się całkowicie tej Ceremonii. Nie kontrolowałem już czasu, nie obserwowałem reakcji, nie zapisywałem niczego. Pozwoliłem płynąć emocjom, pozwoliłem sobie na totalną podróż. To była jedna z piękniejszych podróży którą odbyłem w samotności. Wizje były bardzo realne, bardzo głębokie. Jurta (w mojej głowie) była wręcz fizycznie namacalna. Dziesiątki, może setki energii tuż obok mnie. Byliśmy połączeni, choć nie wiem kim ONE były. Jednak w kręgu to bez znaczenia. Jedna z bardzo wyraźnych myśli, która pozostała w głowie to to, że schodząc głębiej i głębiej, widziałem siebie jako wszechświat. Schodząc jeszcze głębiej docierałem do pojedynczej komórki w moim ciele, znów głębiej i okazywało się, że każda z tych komórek była osobnym wszechświatem. W każdym z tych wszechświatów były kolejne istoty, których komórki były wszechświatami. Nie umiem oddać emocji które mi towarzyszyły, nie da się opowiedzieć radości, ale i zaskoczenia tą wizją. Była inna, była nieznana mi wcześniej. Nie bardzo też wiem, skąd się wzięła. Nie przypominam sobie rozmyślań w ten sposób i na ten temat. Była piękna, odprężająca i zaskakująca.
Mówisz o mikrodozie? … Ładny opis. Małgorzata
Zdecydowanie bardziej makro niż mikro 🙂