Kambo po raz drugi, po raz trzeci i czwarty – sprzedane!

Ostatni weekend spędziłem w znanym już miejscu, w Tylicach, gdzie odbywają się m.in. Kręgi Kambo. Miejsce i ludzi już opisywałem. Przyszedł czas, aby opisać zakończenie pierwszego cyklu Kambo dla mnie.
Przyjechałem, jak zwykle, w piątek. Trochę gonitwy w życiu miejskim opóźniło wyjazd i na miejsce dotarłem dość późno. Delikatne uspokojenie myśli i ciała z bębnem przyniosło efekty. Potem już tylko oczekiwanie na swoją kolej. Wszedłem bez absolutnie żadnych wątpliwości. Wiedziałem, co mnie czeka, jakie reakcje organizmu się pojawią. Jak zwykle – Szamani otoczyli miejsce taką energią, że poczucie bezpieczeństwa eksplodowało i wypełniło pomieszczenie. Zaczęło się. Przyjąłem 7 dawek (raczej – zostały mi podane).
Teraz oprę się tylko na relacji Szamanów. Odcięło mnie totalnie. Nie wiem na ile, bo tam nikt czasu nie liczy. Były podejmowane próby (skuteczne, skoro o tym piszę) sprowadzenia mnie na ten świat. Dłuższą chwilę to jednak trwało. Ja zapamiętałem głos jednego z Szamanów, który – jak przez mgłę – wołał mnie po imieniu: „…wracaj… czekamy tu na Ciebie…”
Po Ceremonii dość szybko (mimo późnej pory) doszedłem do siebie. Chwila rozmów i spać. Rano kolejne Kambo.
Sobota.
Byłem pierwszy. Proces bardziej świadomy niż w piątek. Niemniej jednak ciężki i wyczerpujący. Pod koniec zrobiło mi się bardzo zimno. Targały mną torsje, skurcze całego ciała. Po wszystkim bardzo długo nie mogłem się pozbierać. Leżałem w sali z kominkiem i przez około godzinę trząsłem się z zimna. Podobnie jak w piątek – podali mi 7 dawek.
Wieczorem – bardzo wymagający Szałas Potu. Wypalający mnie, zgodnie z moją intencją. Wspaniałe przeżycie.
Niedziela.
Ostatnie Kambo w tym cyklu księżyca. Znów pierwszy. Stała się rzecz niesamowita. Dostałem tym razem 9 dawek. Cały proces był świadomy. Pamiętam każdą sekundę tego, co się działo. Fizycznie bardzo mocno to odczułem. Proces (choć to bez znaczenia dla całości) zakończył się punktualnie o 10 rano; gdy się podnosiłem – zaczęły bić dzwony w pobliskim kościele. Największym zaskoczeniem jednak był fakt, że nie musiałem w żaden sposób dochodzić do siebie. Po prostu czułem się tak, jakbym wstał od śniadania. Pełen energii i radości. Mając w pamięci dwa poprzednie dni, to było absolutnie nieprawdopodobne uczucie: pełna jasność umysłu i moc fizyczna zdolna przenosić góry.
Możliwości lecznicze Kambo są dla mnie zagadką i wspaniałością zarazem.
Celowo nie opisuję ze szczegółami samego przebiegu Ceremonii, bo opisy są dość mało apetyczne. Wprawdzie na youtube są filmy z przebiegu Kambo, ale ja nigdy bym się nie zgodził na to, by mnie filmowano w tak niekomfortowej sytuacji.
Podsumowując – jeśli byłeś/byłaś kiedyś na imprezie z alkoholem, Twój rekord to dwa kieliszki po 25 ml, a tu to jest tak, jakbyś wlał w siebie o 4 litry wódki za dużo 🙂 i nie masz kaca, a po parunastu minutach jest się silniejszym od siebie samego.

Nowe miejsce Szałasu oraz moje spotkanie z Kambo

W ten weekend wybrałem się na ceremonię Kambo i Szałas Potów (tak, tam mówią Szałas Potów) do miejscowości Tylice, niedaleko Zgorzelca. Bardzo, bardzo energetyczne i przyjazne miejsce. Jak wiadomo, miejsce tworzą ludzie, więc powinienem napisać: wspaniali ludzie stworzyli to miejsce. Piękna sala kominkowa i sypialna w jednym. Łazienka do Ceremonii Kambo – bardzo, bardzo przyjazna. Jak grota skalna. Wspaniałe miejsce. Wspólna kuchnia, każdy dba o porządek. Kuchnia składkowa, nocleg i Szałas płatny. Kambo oczywiście też. Ale to jakby zrozumiałe.
Piątek, moje pierwsze Kambo. Ceremonia bardzo wymagająca fizycznie. Dość krótka, około 20. minut, ale dzieje się sporo, z tego co pamiętam, bo odcina na jakiś czas kontakt z rzeczywistością. Prowadzący ceremonię bardzo, bardzo pomocni. Czułem się bezpiecznie. Mnóstwo pozytywnych wibracji. Według tradycji – ceremonię Kambo należy powtórzyć 3 razy w ciągu cyklu księżyca, czyli 28 dni. Był plan, aby uczestniczyć każdego dnia od piątku. Ja zdecydowałem się na jedną, chcąc dać czas Medycynie na zadziałanie i wskazówki. Dziś jednak żałuję swojej decyzji, ale mam świadomość, że wszystko jest po coś. Widać, w moim przypadku, musi nadejść moment. Może to sprawka nowego Zwierzęcia Mocy, jakim jest Żółw? Zabrał mnie do Żaby, ale wszystko powoli musi się narodzić. Mój Feniks odleciał podczas ostatniej medytacji.
Szałas Potów (będę używał nazewnictwa „Tambylców” 🙂
Ceremonia i przygotowania – bardzo podobne do „naszych”. Ciekawym elementem jest łączenie Ołtarza Ognia z Ołtarzem Ziemi i Szałasem, poprzez wytyczenie linii z tytoniu. Mistrz Ognia nie rozmawia z nikim (tylko z ogniem i prowadzi trzecią sesję – Bramę Ognia). Dopiero wtedy przemawia.
1. Sesja Pierwsza – brama Wiatru
2. Sesja Druga – brama Wody
3. Sesja Trzecia – brama Ognia
4. Sesja Czwarta – brama Ziemi
Do Szałasu wchodzimy, gdy pierwsze kamienie są już w środku. Prowadząca Ceremonię czeka, aż „zalogują” się w środku dobre duchy. Najpierw wchodzą kobiety, potem mężczyźni. Wspaniałym „wynalazkiem” jest szeroka deska, od wejścia do Szałasu, aż do dołka na kamienie. Widły z kamieniami bezpiecznie się po niej przesuwają. Proste i skuteczne. Droga pomiędzy wejściem i kamieniami jest dokładnie oczyszczona z trawy – nic się po drodze nie zapali i nie zadymi wnętrza.
Sam Szałas – stacjonarny 🙂 wersja *****. Przestronny, wygodny. Jak wersal. Przyzwyczajony do Szałasów ciasnych, niewygodnych i niskich – czułem się jak w SPA.
Pomiędzy bramami nie ma wychodzenia ani picia wody. Cały czas spędzamy w Szałasie. Ceremonia Szałasu jest głośna. Czyli są śpiewy w temacie każdej z bram. Jest to bardzo ciekawe, ale dla chcących medytacyjnie przejść przez Szałas – to może się nie udać. Ja nie umiem się skoncentrować na bardzo osobistej intencji, gdy coś się dzieje dookoła. Warto o tym pamiętać (ja będę), gdy nastawiamy się na pracę ze sobą. Ja wiem, że tam mogę zabierać intencję „bezpieczne”, czyli dla wspólnego dobra. Miłość, zdrowie, wdzięczność. Bo te emocje są absolutnie dominujące podczas Ceremonii.
Nie ma zapraszania kogokolwiek, nie ma intencji mówionych na głos. Po prostu jest inaczej. Szałas był długi, wymagający. Czterogodzinny. Brama ognia – nie bez przyczyny nosi taką nazwę. Tę bramę odczułem bardzo mocno.
Po Ceremonii nie ma darów dla Ognia, są składane symbolicznie przed rozpaleniem ogniska, przez położenie tytoniu na górze stosu wraz z intencją.
Ciekawa jest także budowa stosu. Tego nie da się opisać, będzie prościej, jeśli po prostu kiedyś to pokażę na Szałasie. Jest inna niż te, które znam.
Podsumowując ten krótki opis wspaniałego weekendu, powiem, że miejsce warte jest odwiedzenia, zarówno ze względu na ludzi, jak i samo miejsce. Kambo – każdy decyduje, czy Żaba go wzywa. Szałas – owszem, gdy mamy ochotę na urozmaicenie i sesję wspólną z każdym z kręgu, ze śpiewem i zabawą. O ile w „naszych” Szałasach nie jest on ceremonią religijną wprost, tak tutaj każdy traktuje sobie to jak chce. W Tylicach, mówi się o modlitwach, o Bogach (Bogu), mając pewnie na myśli jakąś Istotę wyższą. Kult Słońca itd. Nie wnikałem w to. Może każdy z żywiołów to Bóg. To jednak nie ma znaczenia, bo to tradycja ludzi, którzy tworzą krąg i należy to uszanować, a do Szałasu i tak każdy wchodzi z własnym bagażem i ścieżką.
Ja jako absolutny przeciwnik wiary, bogów, kultu czego i kogokolwiek – czułem się tam dobrze. Myślę, że to wystarczający powód, aby tam wrócić.