znowu medycznie

nie wiem co się dzieje. wciąż przewija się wątek medyczny. tym razem sen we śnie. mój aktualny dom. odkryłem na lewej nodze brązową plamę i biegnącą z niej "brudną żyłę" oznajmiającą zakażenie. we śnie jedyną osobą która przyszła mi do głowy był pewien znajomy, który jest mocno związany z medycyną. postanowiłem udać się do niego aby mi pomógł. wychodzę z domu. moje prawdziwe auto stoi obok domu ale za nim stoi auto mojej dziewczyny tak blisko, że nie mogę cofnąć. mało tego. w środku mojego auta jest DRZEWO!!!! rośnie przez tylną kanapę. próbowałem uruchomić auto i odjechać ale z wiadomych powodów mi nie wyszło. postanowiłem pójść piechotą. wyszedłem z mojej dzielnicy na jedną z większych ulic. postanowiłem wtedy pojechać taksówką. oczywiście taksówek pełno a ja nie mogę żadnej zatrzymać. aha.. zapomniałem o jednym. to był jeden z tych snów, gdzie próbuje się iść lub biec a poruszacie się z prędkością muchy w smole… masakra!!! no dobra. wykonałem telefon po taxi. przyjechała. kierowca jakiś dziwny. mówię gdzie chcę jechać a on że nie wie gdzie to jest. wsiadłem więc i tłumaczę ulica po ulicy gdzie ma jechać. na jednej z ulic keirowca zatrzymuje się, otwiera swoje okno i zaczyna rozmawiać z jakimś kolesiem. tłumaczę mu, że się spieszę, że jestem chory. on podjeżdża jakieś 100 m i skręca w podwórko. wysiadam z taksówki i zaczynam biec w kierunku tego znajomego. na to kierowca że trzeba mu zapłacić 6 zł. dałem mu 20 mówiąc że reszty nie trzeba. na co on zaczął baaardzo pooowoli wydawać mi resztę. a i tak wydał mi 10 zł. wtedy zacząłem biec w kierunku znajomego. niestety znów jak mucha w smole. wtedy się obudziłem… ale obudziłem w tym śnie… sen we śnie…. obudziłem się i zupełnie normalnie byłem faktycznie u tego znajomego opowiadając mu o moim śnie… oczywiście na nodze ani śladu zakażenia. dziwne było tylko to, że pomimo iż znajomy mnie słuchał wciąż był zajmowany przez kogoś różnymi sprawami, telefony, klienci itd. szaleństwo. potem, jak przez mgłę pamietam że znajomy reanimował moją córkę… leżała na łóżku a on i jego asystentka podawali jej jakieś kroplówki… ale nie pamiętam dlaczego i co się stało.
obudziłem się bardzo zmęczony…

to już przegięcie

lub rozwiązanie mojego problemu. dziś śnił mi się mój prawdzimy chirurg który przeprowadzał zabieg wycinania znamion. uspokoił mnie, że nitki wystające z miejsc cięć (bo naprawdę wystają i to mnie martwiło w realnym świecie) to nic takiego. organizm je wchłonie. i sen się skończył…. dziwne…

szok

to jakaś masakra panowie… chciałoby się powiedzieć… znów mój rodzinny dom, a właściwie podwórko. tak w przyziemiu był gabinet lekarski. Lekarz u którego byłem coś miał mi zrobić, ale żeby się zabezpieczyć przed tym, żebym nie poszedł do innego lekarza wbił mi w obydwie ręce, w żyły igły które potem stały się szkłem, około 2 cm szkiełkiem… bolało okrutnie. Lekarz powiedział, że tylko on wie jak to wyjąć i że jak mu zapłacę za zabieg (coś mi z szyją chciał robić) to mi to wyjmie…. na co ja, jak to w realnym świecie ze mną bywa stanąłem okoniem… przymus??? no way… i sam wyszarpałem te szkiełka… zero krwi, zero bólu… i koniec. snu.

znów lekarz

3 tygodnie temu miałem zabieg usuwania znamion na skórze. i proszę… dzisiejszy sen:

klinika w której miałem zabieg. doktor który operował kazał mi przyjść na kontrolę. jestem, czekam…  on wciąż przyjmuje kogoś innego. potem zgasił światło i poszedł spać w gabinecie. tłumaczył, że jest bardzo zmęczony. chyba byłem troszkę zdenerwowany… sen był dłuższy, ale na tą chwilę nie pamiętam co było dalej….

agresja

dzisiaj było okropnie. strasznie biłem batem moją suczkę. nie wiem dlaczego ale strasznie byłem zły i na niej się wyżywałem. biłem ją batem po głowie i pysku…. dramat… do tej pory mam moralniaka mimo, że to tylko sen. a potem pojawił się facet… koło 50 lat. jako że w realnym świecie mam problem z durnym sąsiadem donosicielem (zmieniam dach i miałem już policję, inspekcję pracy i nadzór budowlany) krzyczałem do gościa, żeby się odwalił, nie wtrącał i takie tam.. a potem go przepędziłem…. obudziłem się bardzo zmęczony…

siłacz

krótki i dziwny sen. śnił mi się "mój" weterynarz. byliśmy w jakimś lesie, stał tam pociąg z wagonami – platformami. weterynarz chwycił drzewo (całe!!!) w dwa palce (kciuk i wskazujący) i po prostu położył drzewo na platformie. w lesie było cudownie zielono, słonecznie i bardzo cicho…

sam o wszystkim decyduję

znów mój rodzinny dom. wyjąłem ze skrzynki jakieś kwity ale wiedziałem, że są złe (!?!), że gdy podpiszę od czegoś się uzależnię na zawsze. wyrzuciłem je do smietnika. nagle znów się pojawiły w skrzynce. znów je wyjąłem i poszedłem dalej od domu je wyrzucić. ludzie dziwnie się patrzyli na mnie jakby wiedzieli co zamierzam. pojawił się kolega który w realnym świecie jest doradcą finansowym. przekonywał mnie abym podpisał jakieś papiery (te same które wyrzucałem do śmieci). za chwilę pojawił się tłum ludzi krzycząc, że przecież to normalne, że wszyscy to podpisują i prawie na siłę chcieli żebym to zrobił. zauważyłem patrol policji. zatrzymałem ich i poprosiłem o pomoc. na co ten kolega zaczął tłumaczyć im że to są właśnie te papiery i nic tu nie ma złego. policjanci stwierdzili, że oni też to podpisali i nie widzą w nagabywaniu przestępstwa. krzyczałem, żeby dali mi spokój, że nic nie podpiszę i koniec. krzyknąłem że NIE I KONIEC i wtedy sen się skończył.