głównym motywem sny była rozmowa z kapitanem barki, którą chciałem płynąć do jej ujścia do morza.. pytałem o czas (4 dni i powinniśmy być na miejscu – płyniemy 24 godziny na dobę), pytałem o to, czy mogę wziąć dziecko ze sobą, niestety kapitan odmówił. widziałem barkę którą miałem płynąć… ładna, ogromna… rzeka była gładka jak lustro… i barka popłynęła pusta… nie zdecydowałem się płynąć bez córki…
Miesiąc: wrzesień 2010
wyjazd i kolega
dziwny sen… byłem w górach… jakiś ośrodek. spotkałem kolegę o którym kiedyś myślałem „przyjaciel”. obgadywał mnie, że niby ja się ciepło witam a tak naprawdę go nie lubię. łaził potem za mną i coś mi cały czas wypominał… wychodziłem w góry, on cały czas mi gadał, ja nie miałem wygodnych butów na wyjście w góry, obcierały mnie, sznurówki miałem (i górę butów) oklejone plastrem…
sen o parafii
poszedłem do kancelarii w „mojej” parafii (w rzeczywistości wysłałem list polecony) pełno ludzi przed kościołem, w poczekalni kancelarii. oni czekali na jakieś zaświadczenia do ślubu, gdy ja powiedziałem, że jestem tu z wnioskiem o apostazję byli delikatnie mówiąc zdziwieni. trzech księży radziło co ze mną zrobić. ja postawiłem sprawę krótko – to moja decyzja i już. jeden z nich wyszedł z kancelarii i niby kładąc dłoń na głowach coś mamrotał. ale robił to tylko facetom. gdy podszedł do mnie próbował mnie pocałować. trochę mnie to zdenerwowało, wypchnąłem go na dziedziniec i robiąc mu troszkę obciachu. w realnym świecie mam kumpli gejów ale oni się tak nie zachowują… ale ten ze snu nie dość ze klecha to jeszcze natarczywy :))) no i z mojej apostazji nic nie wyszło i we śnie i w rzeczywistości. bo niestety muszę stawić się osobiście. trudno… pojadę i to załatwię.
dwie sprawy
to już nie jest sen. to się dzieje tu i teraz. i to dzieje się bardzo często. robię coś wcześniej niż ktoś mnie o to poprosi, wiem, że ktoś będzie dzwonił do mnie, wiem, że dostanę zaraz mejla. kiedyś, gdy zdarzało się to na tyle rzadko, nie zwracałem na to uwagi. teraz to conajmniej kilka, kilkanaście „przypadków” dziennie. po prostu wiem… a druga sprawa to moja córka. wstaje w nocy przychodzi do sypialni… staje i patrzy. nie wiem czy śpi ale potrafi tak stać i patrzeć. dopiero gdy się jej powie – wracaj do pokoju, faktycznie wraca i się kładzie spać. czasami trzeba pójść z nią i wtedy też zasypia.
nie doszukuję się „kosmitów”… ot po prostu opisuję co się dzieje w sferach życia, tego innego, które mnie od zawsze pociągały. po raz kolejny podkreślę, że to naprawdę dobry sposób na zaglądanie do przeszłości z teraźniejszości.. przypominanie sobie myśli, uczuć i całej otoczki która się wtedy działa.
ścinki i takie tam
cały sen był poszatkowany z kawałków zupełnie dziwnych. motywem przewodnim było to, że jakiś facet chciał ode mnie pieniądze. ja ich nie miałem. wtedy on stwierdził ze za 4 miesiące braku kasy wpakuje mi 8 kulek. wybrał lewe udo i faktycznie strzelił osiem razy. aż do października. odliczał po dwie kule od lipca do października… strasznie bolało, ale nie było rany, ból się uspokoił. a ja byłem potem w jakimś mieszkaniu i pokazywałem swoje udo kobiecie mówiąc o tym zdarzeniu. noga było jakby obita.
lotnisko
byłem w jakimś mieście. wydaje mi się że w warszawie. oświetlone wszystko pięknie, kolorowo. znowu stałem w kolejce na lotnisku. i znów przy kasach dowiedziałem się, że nie polecimy. coś się stało z samolotem, pasem startowym.. nie wiem… było pełno ludzi, głównie dzieci ze szkół które miały lecieć nad miastem i oglądać je z lotu ptaka.
basen i pies
byłem w jakimś domu/ośrodku gdzie był basen. kąpałem się gdy weszło kilku facetów i kobiety, prostytutki. wyszedłem z basenu. mówiłem pozostałym aby też wyszli i nie prowokowali ich. nie chcieli mnie słuchać. wyszedłem na zewnątrz budynku i musiałem uciekać na drewniany płot. zaatakował mnie czarny wilczuk. próbował doskoczyć do mnie i mnie ugryźć ale mu się nie udało. przyszli ludzie i go zabrali.
stara sąsiadka z 1 piętra
znów dają się we znaki moi sąsiedzi. tym razem śniłem o tym, że zrobili porządek w swojej części wspólnego ogrodu (tak naprawdę jest tam śmietnisko), wyrąbali wszystkie drzewa i zrobili drewnianą wiatę pod którą stał samochód. prze chodziłem przez tą część do swojego ogrodu gdy ona mi na to.. proszę wybrać sobie mały kawałek ziemi, bo resztę my zabieramy, strych także zabieramy, ale pan na własny koszt musi nam go zaadoptować na cele mieszkalne, musi pan też kupić nam nową pralkę… na początku się zdenerwowałem, ale potem parskałem smiechem gdy mówiła każde swoje żądanie.. obudziłem się lekko zaniepokojony…
dziwne urywki
jakieś skrzyżowanie, na środku stara kobieta załatwiająca swoje potrzeby fizjologiczne. masakra… potem jakiś parking i dworzec kolejowy. podchodzę do kasy i pani chce ode mnie kartę pokładową (ale z samolotu). okazuje się, że jej nie wydrukowałem… wracam do ośrodka, szukam komputera i drukarki. niestety obudziłem się…