Dwa słońca, ogromny rozbłysk na niebie. To był sen we śnie. panika wśród ludzi. Ja stałem i patrzyłem na napisy które wyświetlały się na niebie. Napisy były ostrzeżeniem, nie pamiętam czego dotyczły. Obudziłem się we śnie i spotkałem Wojciecha Jóźwiaka. Zapytałem o interpretację snu o słońcach. Zapytał od razu czy miałem romans. Potwierdziłem a On się uśmiechnął. Pożegnałem się z Wojtkiem i wciąż na tym samym poziomie pierwszego snu, z bratem goniłem za długim futerkowym zwierzęciem (wiedziałem że nie jest z tej planety) które go pogryzło gdy je złapał. Strasznie krzyczało, wydawało dziwne dźwięki. W końcu je puścił, ja wyciągnąłem rękę i do mnie przyszło normalnie, uspokoiło się. Kazało (to stworzenie) się skaleczyć. ścisnąłem palec wskazujący prawej ręki i mój brat scyzorykiem uderzył w opuszek. Pojawiła się krew. Stworzenie poradziło dać bratu mojej krwi na jego ranę. Faktycznie, jego rany się zagoiły i nie było śladu po ugryzieniach.
Zmiana scenerii. Góry, kolejka linowa do kótej nie wsiadłem. Biegłem pod kolejką, tam byli ludzie, znajomi z którymi rozmawiałem. Wciąż biegnąc po śniegu. Dobiegłem do ostatniej stacji i tam się spotkaliśmy.