Zadzwonił kolega, prosił, żebym powiedział jakiemuś człowiekowi, że ciężarówka którą kolega chce kupić uczestniczyła w wypadku samochodowym i staranowała moje auto. Potem coś zrobił, że pięć razy przeżywałem czołowe zderzenie z ciężarówką jako pasażer osobowego auta. KOSZMARNE UCZUCIE!. Gdy to się skończyło, powiedziałem, że przecież w raportach policji nie będzie po tym śladu. On na to, że wszystko jest załatwione.
Miesiąc: czerwiec 2013
Strome schody i jaskinia
Byłem w swojej szkole podstawowej. Tam, ktoś mi powiedział, że jakaś koleżanka mnie pamięta, chciałaby się ze mną spotkać. Zmiana scenerii i jestem w mieście, wśród niskich połączonych kiosków handlowo usługowych. Przed tymi punktami ludzie przebierali się w dzikie zwierzęta. Takie pluszowe kostiumy. Mnie zaczepił bardzo niski chłopak. Nie był karłem. Był przebrany za cygankę, ale miał czarną bródkę. To zdradzało, ze to mężczyzna. Odmówiłem. Poszedłem na górę do innych biur. Znalazłem się w kolejce do wyjścia. Dziwne było to, że to były jakby jaskinie pod miastem ale wyście prowadziło w dół. Czyli w sumie nad miastem. W tych pod/nad ziemiach były chodniki, ulice. Sklepienia i przejścia były półokrągłe. W formie łuków. W tej kolejce spotkałem wspomnianą dziewczynę. Blondynka. Twarz – dokładnie ją widziałem. Niestety ani teraz w realu, ani we śnie jej nie rozpoznałem. Ona pytała – czyli mnie nie poznajesz? Przyznaj to. Bez wyrzutów sumienia ani skrępowania powiedziałem – tak, przepraszam Cię bardzo, ale nie pamiętam kim jesteś. Jeśli znamy się z podstawówki to widać mocno się zmieniłaś. Przeprasza jeszcze raz ale to normalne. Ona w tym momencie obrażona rzuciła 2 złote na chodnik z z nadąsaną miną odeszła. Krzyczałem za nią, żeby nie robiła tego. Niech po prostu powie kim jest. Nic to nie dało. Wtedy zacząłem jechać na rowerze. Szosowym, z bardzo, naprawdę bardzo cienkimi oponami. Zjazd był koszmarnie stromy. Miałem dziwną kierownicę. Hamulec był, niby hamował, ale wciąż miałem wielki strach przez przewróceniem się. Dojechałem do wyjścia. Od wyjścia dzieliły mnie schody. Ledwo się zatrzymałem przed schodami. Zawisłem wręcz na krawędzi. Rower chyba spadł a ja, mimo że na schodach stali ludzi w kolejce, nie mogłem złapać pionu. Czułem jakbym zwisał ze ściany. Zobaczył to kolega z realnego świata. Wszedł po mnie po schodach. Nie mógł zrozumieć dlaczego ja nie umiem stanąć na nich. Postanowiłem złapać się poręczy ale ona zaczęła odrywać się od muru do którego była przytwierdzona. Natychmiast zmieniłem strategię. Łapałem się wystających trzpieni które podtrzymywały poręcz. I jak małpka raz po razie „zszedłem” na dół do wyjścia z nad/pod ziemnych jaskiń-miast.
Zen-bez-zen
Ja już tam byłem 🙂 Dziś w nocy. Podejrzewam, że akurat ten sen, to zwykła „reisefieber” przed piątkiem, ale było ciekawie.
Dojechałem do miejsca spotkania (dziwne jest to, że na ogół w snach jestem już w konkretnym miejscu. Tym razem było inaczej) Przywitali mnie ludzie którzy już tam byli. Był także gospodarz spotkania, Wojciech Jóźwiak. Usiedliśmy wszyscy w izbie. O czymś rozmawialiśmy. Jeden z mężczyzn częstował białymi miętowymi pastylkami, które wyjmował z kieszeni koszuli (bardzo kolorowej koszuli) i podawał je ręką. Wojtek wziął, choć zdziwiony formą poczęstunku, ale do ust włożył tę pastylkę łyżeczką od herbaty. Potem było zwiedzanie domu. Przeszliśmy przez jakby część wspólną zagrody i domu. Stały tam stare przedmioty do użytku na roli. Wszystko było bardzo stare, ściany drewniane, bardzo ciemne drewno. Gdy wróciliśmy zauważyłem drzwi. Tu nie mam pewności, ale ktoś (być może Wojtek) odwodził nas od wejścia w te drzwi.
Krótki sen
Sen był tylko głosem. Nic nie widziałem. Za to słyszałem bardzo donośny głos, jakbym stał przy koncertowym głośniku:
W IMIĘ BOGA
Kurort, pies i ogromne okno
Byłem w jakimś kurorcie w stylu PRL. Zaniedbany, brudny. Dostałem ogromny pokój z ogromnym oknem. Był już ciemny wieczór, kładłem się spać gdy to ogromne okno runęło na łóżko. Nic mi się nie stało. Udało mi się je złapać. Zawołałem obsługę. Dowiedziałem się, ze za lepszy pokój muszę więcej zapłacić. Byłem tam z jakąś kobietą. Zdecydowaliśmy się na zmianę kurortu. Miałem mimo to zabrać ją z jakiegoś podwórka. Jechałem autem, ale zaczął mnie gonić pies. Strasznie szczekał. Przyspieszyłem i jakbym go zgubił. Wtedy zobaczyłem kobietę po którą jechałem. Ona też mnie zauważyła. Podbiegła do auta, potknęła się ale nie upadła. Otworzyła drzwi i w tym momencie ten pies wskoczył do środka. Usiadł mi na kolanach, mnie sparaliżowało ze strachu. Miałem jego kufę 2 cm od swojej twarzy. Pies nie był agresywny, ale ja ze strachu nie mogłem się ruszyć. Nie wiem czy kobieta wsiadła do auta. Pamiętam tylko otwarte drzwi.