Kasowanie starych programów, rozpoznanie „hakera”.

Zaczynam rozumieć zależność pomiędzy odkrywaniem siebie przez medytację i inne praktyki a tym, co mam (miałem) zaprogramowane od dziecka. Dotarło do mnie w ciągu ostatnich chwil, godzin, dni, że moje „oprogramowanie” jest zupełnie inne, niż za dzieciaka. Pamięć „bitowa” pozostała, a właściwie jak z antywirusem – znam skądś ten „kod”, nie wpuszczam go, bo jest niekompatybilny, ale szukam w swojej „bazie danych”. Nie umiałem zlokalizować „źródła ataku”. Przed chwilą, dosłownie, 5 minut temu dotarło do mnie, że socjotechniki stosowane wobec mnie w dawnych czasach totalnie nie działają na mnie teraz. Jestem odporny. Jakby ktoś próbował kodem z lat 80, zrobić coś złego pod windows 10, linuxem, mac os’em… To niemożliwe, choć powodowało to niepotrzebne zużywanie zasobów „procesora” w celu identyfikacji kodu. Dziś kod został rozpoznany!!!! Zlokalizowałem „adres IP” atakującego, który używa starych exploitów na moje dawno już zaktualizowane „oprogramowanie”. Najśmieszniejsze jest to, że atakujący haker jest bardzo zdziwiony, że jego „exploit” nie działa, w trybie online modyfikuje kod, jednak wciąż używa przestarzałych algorytmów i tego samego kodu, tylko inaczej zapisanego. To nie zadziała. Ja, jak się okazuje, jestem całkowicie odporny na ataki z zewnątrz. Wewnętrzny „fail2ban” jest ustawiony już tylko na drop i access deny 😀

Medytacje to potęga!

Ile dobrych myśli, ile spraw się rozjaśnia. Myśli przychodzą nagle, niespodziewanie. Są rozwiązaniem doskonałym. Powodują lekkość i radość w swej prostocie. 🙂 Tłumaczą problem, dają rozwiązanie. Dziś nie olśniło, dziś otrzymałem wytłumaczenie czegoś, co ciężko było mi omijać z różnych powodów, a czego nie byłem w stanie zmienić (no własnie – PO CO CHCIAŁEM TO ZMIENIAĆ???). Od dziś już wiem, jak to omijać. Takich stanów olśnienia doznawałem na Ayi, szczególnie gdy Ceremonia szła ku końcowi. Stan pomiędzy światem Duchów a tym realnym zawsze przynosił piękne myśli. Dziś stało się to bez Ayi, a może powinienem powiedzieć że dzięki Ayi i wielu, wielu ceremoniom. Zmieniam się 🙂 NAMASTE

Najtrudniej jest odpuścić. Jednak to klucz do wszystkiego.

To niesamowicie trudne, mogłoby się wydawać, choć z drugiej strony bardzo proste. Jedno słowo załatwi temat. Powiedzieć w myślach NAMASTE, wysłuchać, nawet wtedy, gdy wiemy, że próba dyskusji nie ma żadnego sensu. To głaz w rzece. Niezmienny, uparty i głuchy. Jednak cel uświęca środki. Szczególnie w przypadku, gdy jedynym środkiem jest wspomniane NAMASTE w myślach, uśmiech i wspomniane wysłuchanie. Nikomu nie dzieje się krzywda. Jak ryba płynąca pod prąd omija wielki kamień w wodzie. Nie jest w stanie go przesunąć, nie jest w stanie go przeskoczyć. Jednak rzeka jest szeroka. Wystarczy sprytnie opłynąć. Kamień sobie myśli, że zwyciężył, choć to on został w tym samym miejscu. Ryba ma dla siebie całą rzekę. Płynie dalej. Niech tak zostanie. NAMASTE

Stałe są tylko zmiany

Wciąż „przerabiam” sylwestrową Ceremonię. Wciąż rozmyślam o tym co się wtedy wydarzyło. Przed chwilą uświadomiłem sobie, że wyrzuciłem ze słownika (własnego) kolejne stwierdzenie. Pierwszym, chyba z rok temu, było „za chwilę” w stosunku do mojej córki. Drugim jest „muszę”. Aktywnie, choć nie mogły przecież tego przewidzieć, ale aktywnie się przyczyniły do tego dwie osoby podczas kameralnej sesji w jurcie. Muszę zluzować, muszę zwolnić, muszę odpuścić. Mariusz, z filozoficznym spokojem, Mokiki prawie z pazurami – a dlaczego do jasnej cholery wciąż „musisz”? Wiecie, że nie umiałem znaleźć wyrazu którym mogłem zastąpić to słowo? Oczywiście, ono padło z ich ust- a dlaczego nie może być „chcę”, „życzę sobie”. Wtedy powiedziałem – eee.. przecież na jedno wychodzi. To tylko umowne stwierdzenie w ludzkim języku tego co „muszę” zrobić, żeby było ok.
Kiedyś Ks. Tischner powiedział, że prawdy są takie – świento prawda, tys prawda i gówno prawda. No to teraz wiem, że łapałem się na tę ostatnią wersję prawdy. Dziś dotarło do mnie, że nawet pisząc mejle służbowe, czasem jeszcze zdarza mi się wpisać słowo „muszę”. Jednak gdy czytam ponownie tekst przed wysłaniem – zamieniam „muszę” na „chcę, zrobię to, tak będzie”. „Muszę” mi po prostu przeszkadza. Pewnie przyjdzie pora i na to, że nie będę wpisywał tego słowa nawet czasami i korekta nie będzie potrzebna. Bo chcieć to móc, a nie musieć :))) Lekkość… Ja to wiem. Wiele spraw we mnie zmieniło się… no właśnie. To kolejna sprawa którą odkryłem, wciąż mieląc ostatnią Ceremonię. Ja się nie zamierzam zmienić. Nie chcę się zmienić. Kim ja jestem? ODO? (Star Trek DS9 – dla zainteresowanych) żebym miał się zmieniać? Nie! Ja jestem sobą. Gena nie wydłubiesz… Ja odkrywam w sobie to, czego nie znałem. To zupełnie inna sprawa. Podobają mi się te odkrycia. Podoba mi się inne spojrzenie. Inna perspektywa patrzenia na siebie, bo z każdej strony siebie resztę świata widzę inaczej. Więc to nie zmiana czegokolwiek w sobie, a po prostu inne spojrzenie i odkrycie czegoś, co było niedostrzegalne, ale przecież było. Zasłonięcie kciukiem słońca z powierzchni planety, nie powoduje, że słońca nie ma.

Sat Kriya goni Kirtan Kriya

Moje początki z jogą Kundalini idą pełną parą. Doświadczam zupełnie nieznany mi stanów pustki umysłowej. Pustki emocjonalnej, myślowej. Nie targają mną chęci, wspomnienia, słowa, myśli. Coraz częściej łapię się na tym, że nie pamiętam przebiegu kolejnego etapu Kirtan Kriya. Potem przychodzi czas na Sat Kriya. I tu jest największe wyzwanie. Dziś Sat Kriya trwała 2:50… dwie minuty, pięćdziesiąt sekund. ! Na ten moment nie wiem, jak można wytrwać 31 minut. Siłownia przy tym to pestka. Do tego te obrazy… czarne kłęby waty z prześwitami białego światła. To zaczyna wirować w mojej głowie, przed oczami, które jednak są zamknięte. Nieznane mi uczucie i odczucie. Plan mam taki, aby „dogonić” czasem trwania Kirtan Kryję. Czyli wyrównać do 11:30 a później… A później to jeszcze nie ma :))) Te dwie praktyki (dopiero dwie) wywróciły wszystko w mojej głowie. Pewnie jeszcze nie raz zrobią to ponownie. Jednak wiem, że tego właśnie chcę. I chcę słuchać swoich przeczuć, słuchać siebie, Duchów które są ze mną i…. jestem tu i teraz. Zmieniam się. Bo jedyna stała rzecz w tym wymiarze to zmiana.