Obóz koncentracyjny

Czas aktualny, normalne życie. Nagle zostaję aresztowany za poglądy, za to co robię jako szaman. Zbyt dużo wiem (??). Obóz jest w centrum miasta. Jest ponuro, wszędzie beton, wilgoć. Jesteśmy (więźniowie) ubrani w charakterystyczne mundury, ubrania, coś na kształt chińskich “garniturów”. Wezwał mnie lekarz, na jakieś badania, ale głównym powodem była “rozmowa” o bitcoinach (!). Lekarz chciał znać moje zdanie, moje poglądy, przewidywania (???). To był raczej monolog, bo opowiadał o swoich monetach i tym co robi. Ja tylko słuchałem. W pewnym momencie on stwierdził, że nie może mnie rozgryźć i nie podoba mu się to, że milczę. Nie daję mu żadnego powodu, żeby znaleźć na mnie haka. Chyba pierwszy raz w życiu, ktoś we śnie powiedział do mnie po nazwisku używając zwrotu pan, panie (i tu padło moje prawdziwe nazwisko). Starałem się wytłumaczyć, że słucham tylko, bo nie znam się na tym, więc nie wypowiadam się. On na to, że przecież jestem informatykiem, więc na pewno coś wiem i tylko udaję. Nagle lekarz wstał, wyszedł przez drzwi wprost na ulicę miasta. Jakby to był zwykły gabinet lekarski. Drzwi zostały otwarte. Rozejrzałem się i uciekłem. Błąkałem się po okolicy w tym ubraniu obozowym. Ludzie mnie unikali. Doszedłem do centrum gdzie był ogromny plac, dużo schodów. Świeciło słońce. Biegłem w stronę zabudowań. Wieżowce z wielkiej płyty lub coś podobnego. Prosiłem w lokalnych sklepikach o jedzenie i ubranie. Nikt nie chciał mi pomóc. Wiedziałem, że już mnie szukają. Dobiegłem do zarośli w osiedlowym parku i tam się ukryłem.

Stałe są tylko zmiany

Wciąż “przerabiam” sylwestrową Ceremonię. Wciąż rozmyślam o tym co się wtedy wydarzyło. Przed chwilą uświadomiłem sobie, że wyrzuciłem ze słownika (własnego) kolejne stwierdzenie. Pierwszym, chyba z rok temu, było “za chwilę” w stosunku do mojej córki. Drugim jest “muszę”. Aktywnie, choć nie mogły przecież tego przewidzieć, ale aktywnie się przyczyniły do tego dwie osoby podczas kameralnej sesji w jurcie. Muszę zluzować, muszę zwolnić, muszę odpuścić. Mariusz, z filozoficznym spokojem, Mokiki prawie z pazurami – a dlaczego do jasnej cholery wciąż “musisz”? Wiecie, że nie umiałem znaleźć wyrazu którym mogłem zastąpić to słowo? Oczywiście, ono padło z ich ust- a dlaczego nie może być “chcę”, “życzę sobie”. Wtedy powiedziałem – eee.. przecież na jedno wychodzi. To tylko umowne stwierdzenie w ludzkim języku tego co “muszę” zrobić, żeby było ok.
Kiedyś Ks. Tischner powiedział, że prawdy są takie – świento prawda, tys prawda i gówno prawda. No to teraz wiem, że łapałem się na tę ostatnią wersję prawdy. Dziś dotarło do mnie, że nawet pisząc mejle służbowe, czasem jeszcze zdarza mi się wpisać słowo “muszę”. Jednak gdy czytam ponownie tekst przed wysłaniem – zamieniam “muszę” na “chcę, zrobię to, tak będzie”. “Muszę” mi po prostu przeszkadza. Pewnie przyjdzie pora i na to, że nie będę wpisywał tego słowa nawet czasami i korekta nie będzie potrzebna. Bo chcieć to móc, a nie musieć :))) Lekkość… Ja to wiem. Wiele spraw we mnie zmieniło się… no właśnie. To kolejna sprawa którą odkryłem, wciąż mieląc ostatnią Ceremonię. Ja się nie zamierzam zmienić. Nie chcę się zmienić. Kim ja jestem? ODO? (Star Trek DS9 – dla zainteresowanych) żebym miał się zmieniać? Nie! Ja jestem sobą. Gena nie wydłubiesz… Ja odkrywam w sobie to, czego nie znałem. To zupełnie inna sprawa. Podobają mi się te odkrycia. Podoba mi się inne spojrzenie. Inna perspektywa patrzenia na siebie, bo z każdej strony siebie resztę świata widzę inaczej. Więc to nie zmiana czegokolwiek w sobie, a po prostu inne spojrzenie i odkrycie czegoś, co było niedostrzegalne, ale przecież było. Zasłonięcie kciukiem słońca z powierzchni planety, nie powoduje, że słońca nie ma.