Od dłuższego czasu z zaciekawieniem obserwuję ludzi i ich wybory. Piszę wyłącznie z własnej perspektywy, więc pozwolę sobie na ocenę tego co widzę, na podstawie własnych przekonań i doświadczeń.
Zadziwia mnie niezmiennie to, że ludzie myślą o życiu, o tym co ich spotyka, o tym gdzie są aktualnie, jako coś stałego. Że ten stan jest dany raz na zawsze. Nie mają w sobie wyobraźni na tyle, żeby połączyć fakty. Wybory i zachowania dziś, mają konsekwencje w tym co nas czeka. Zostawiają ślad energetyczny, potrafią z trzaskiem zamknąć drzwi i nie zauważają subtelnego otwarcia się innych bram. Te wrota, często ogromne, pozostają jednak niezauważone przez jednych, a pozwalają na spokojne przejście dla drugich. Z obserwacji odnoszę wrażenie, że ludzie, być może celowo i świadomie, sprawdzają gdzie są granice do których można się posunąć. Może to jednak wynikać z totalnego błogostanu umysłowego i pewności, że jest się niezastąpionym. Bo przecież kolejny raz nic się nie wydarzyło, bo przecież przeszedłem kolejny krok i nie ma zmian, więc za parę dni, tygodni pójdę znów krok dalej. Zobaczę czy coś się wydarzy. To dość zwykłe zachowanie, ale tylko wtedy, gdy ktoś jest przekonany o swojej „wspaniałości”. Absolutnie jednak niezwykłe w moim odczuciu. Brak empatii w czystej postaci. Tak działają ludzie bezkrytycznie wobec siebie, tacy którzy totalnie nie dopuszczają krytyki (tej konstruktywnej oczywiście) do siebie. Są w swoich oczach nieomylni. Gdy wszystko inne jest ważniejsze, poza drugim człowiekiem. A w perspektywie 3-5 lat, pewne wybory z dziś zrobią rewolucję w przyszłości. Szok, niedowierzanie – ale jak to? Dlaczego? To niemożliwe! Właśnie dlatego, że ślad energetyczny oznaczył pewne ścieżki. Bo przybliżył lub oddalił od takich czy innych decyzji, takiego czy innego odczuwania przez innych ludzi z „tu i teraz”. Z emocjami i reakcjami jest zupełnie inaczej niż z pancerzem, tym realnym, ze zbroją. W prawdziwy pancerz im dłużej uderzasz, tym on staje się słabszy. Pojawiają się rysy, pęknięcia, aż w końcu następuje przebicie pancerza. Odsłaniają się najwrażliwsze części wnętrza. Z emocjami jest odwrotnie. Bombardowany „cel” ma czas, aby budować od środka kolejne i kolejne warstwy. Rogowacieje, jak skóra na piętach bosonogich Aborygenów. Ciernie wbijane w tę skórę nie ranią, czasami załaskoczą nieprzyjemnie. Jednak pancerz narasta i oddala nas od „atakującego”. Pancerz jest przezroczysty, jesteśmy widzialni, widzimy, jednak z każdym uderzeniem w pancerz odczuwamy słabsze wibracje kolejnych jego warstw. Coraz rzadziej zauważamy, że cokolwiek się dzieje po drugiej stronie zapory. Najpierw podświadomie, później zupełnie świadomie, szukamy ludzi którzy myślą podobnie do nas. Którzy czują, którzy są radośni i potrafią słuchać a nie tylko widzieć we wszystkim siebie. Te poszukiwania stają się w pewnym momencie ważnym wsparciem, budulcem pancerza, rusztowaniem. Poczucie wspólnoty, radość z tego, że jest się ważnym i potrzebnym tylko dlatego, że się jest, a nie dlatego, że ktoś wciąż czegoś oczekuje i dlatego jesteśmy potrzebni. Po tej drugiej stronie pancerza odkrywamy świat, gdzie energie dzielą się emocjami i wspierają bo tego chcą, a nie zrzucają na nas swoje (najczęściej złe) emocje i oczekują wszystkiego, bo są przekonani, że im się to należy. Pancerz jednak, jak każda konstrukcja fizyczna czy też emocjonalna, ma swoje granice. Jak wszystko ma swój początek i koniec. Nic nie jest raz na zawsze. Ciężar pancerza staje się na tyle wielki, że chcemy go zrzucić, przestać utrzymywać go silną prawą stroną, chroniąc serce i emocje po lewej. Opuszczamy, pancerz rozpada się i z radością stwierdzamy, że po tamtej stronie nic już nie ma. Nie ma tych którzy myśleli, że są na piedestale. Nie ma tych, którym się „wszystko należy”. Nie ma odgłosów uderzeń i prób przełamania naszej tarczy. Odległość stała się tak duża, że nic nas już nie łączy z tamtym światem. Wypaliło się całe złe paliwo. Ludzie zapatrzeni w siebie, pewni swojej wspaniałości i niezastąpioności poszli w swoją stronę, może szukając kolejnych podobnych sobie. Może wciąż próbują zrozumieć, co się właśnie wydarzyło? Od lat próbując zburzyć pancerz, ten właśnie się rozpadł, ale za nim nie ma już nikogo komu można dokopać. Z kogo można wyssać energię, żeby poczuć się tym lepszym. Komu można pokazać jak bardzo się go nie szanuje i jak mało ważnym jest ktoś. I u kresu swojego życia ten „pępek” świata zostaje sam. W szarości i próbie przypomnienia sobie po co on to wszystko robił. Kim była ta energia po drugiej stronie szklanego pancerz, którą tak bardzo chciał pognębić. Jedna zwrotka utworu Jacka Kaczmarskiego, oddaje stan, niestety nie oddaje całości.
Uderzyło nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg,
A już wiele, wiele świtów przeminęło!
I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk –
Zadziwieni, gdzie się życie nam podziało;
Wybiegamy na perony, lecz na torach leży rdza,
Semafory, hen! pod lasem – opuszczone!
Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas,
Milczą teraz niepotrzebne megafony…
Bo Ci z wiersza – zrozumieli co się stało i dlaczego.