Byłem pośrodku nigdzie. Lasy, łąki. Były tam konie. Właściciele gdzieś zniknęli (spali?) a koniom chciało się pić i jeść. Uznałem, że mogę to zrobić. Zabrałem konie z boksów i wyszedłem na łąki. Konie jadły, miałem ze sobą ogromny pojemnik na wodę. Szliśmy bardzo długo, doszedłem do budynku, jakby pensjonatu, ale taki stary, kolonijny. Długi korytarz i pokoje po jednej stronie. Na końcu korytarza było pomieszczenie dla KONI(?!). Zaprowadziłem je tam, żeby odpoczęły przed powrotem. Zadzwoniła właścicielka, że konie zniknęły. Odpowiedziałem, że nie, że one są ze mną. Były głodne i spragnione. Opowiadałem o spacerze, o tym, że czasami oba konie chciały iść w różnych kierunkach. Dałem jednak radę nad nimi zapanować. Teraz odpoczywamy i niedługo będziemy wracać.
Sen o tyle ciekawy, bo, choć bardzo lubię konie, to się ich boję. Nie podchodzę bliżej niż na 2 metry 😀 Sen jednak był spokojny. Byłem opanowany, choć czułem strach i niepokój, gdy podjąłem decyzję o „spacerze” z końmi.