Sen jest pewnie pokłosiem tego, co się dzieje w moim życiu w ostatnich tygodniach. Pojawiają się ludzie którzy czasami wprost, czasami przez przypadek proszą mnie o pomoc w wyzdrowieniu (!). Pytają co robić, żeby pozbyć się takiej czy innej dolegliwości. W tym śnie było podobnie, choć obaj mężczyźni byli już na dobrej drodze do wyzdrowienia. Byli alkoholikami. Młodzi faceci, okolice 30-35 lat. Zniszczeni, poturbowani piciem, ale pełni radości i mimo wszystko siły. Szedłem z nimi chodnikiem w jakimś mieście. Opowiadali mi o tym, jak ich zabierali w trakcie ciągu alkoholowego do jakiejś kliniki i wpuszczali im jakieś substancje bezpośrednio w tętnicę szyjną lub w okolice serca, żeby powstrzymać śmierć w przepicia. Bardzo ciężki sen, obudziłem się wyczerpany, ale nie był to smutny czy przygnębiający obraz. Opowiadałem im o tym, co ja bym zrobił, czego unikał, jak ja bym żył, gdybym był w ich sytuacji ale miał wiedzę z „teraz”. To było niesamowite, jak oni słuchali, jak oni bardzo chcieli wyjść z tego bagna. A później śniła mi się przepiękna przestrzeń. Ogromny dom, wokół domu łąka, trawnik bardziej, ogród. Piękna pogoda, słońce i totalnie niebieskie, głębokie niebo. Radość wszystkich którzy tam byli. Pewien bliski mi człowiek stał pod wielką drewnianą wiatą, obok ogromnego stołu śpiewał to (ten ze snu i ten który śpiewa na soundcloud to ta sama osoba):
Byłem szczęśliwy!!!