wysokie…

bardzo wysokie góry, ale połączone z baaardzo wysokimi kopułami jakiejś katedry czy zamku. w rzeczywistości mam ogromny lęk wysokości, a tam wspinałem się po skałkach i tych kopułach "prawie" bez lęku. była przepiękna słoneczna pogoda. dotarłem na półkę skalną gdzie siedział jakiś człowiek i po prostu grzał twarz w słońcu.  w dali po lewej stronie widziałem grupkę innych turystów. skały były cudownie białe, ale nie raziły w oczy. i to niebo… czyste i niebieskie. tutaj, aż się boję to napisać, ale w końcu to sen.. pojawił się element mojego zawodu, pracy…. część tej skały była wykuta w kształcie starej drukarki HP 1200 :))) wchodząc na szczyt chwytałem się podajnika papieru (oczywiście skalnego).. zmiana scenerii – dostałem awizo do odbioru motocykla w stylu chopper (chyba honda) i musiałem nagle mieć ponad 19 tysięcy zł. oczywiście nie miałem takiej kwoty. dziwne było to, że wcale się tym nie przejąłem…

różne, krótkie epizody

w punktach będzie mi łatwiej

1. śnił mi się kolega, w rzeczywistości znany dziennikarz polityczny z Warszawy. nie widziałem się z nim na żywo parę lat. odpowiadał mi historię swojego małżeństwa. tą prawdziwą, którą znam z rzeczywistości. PS. Pozdrawiam Cię serdecznie Krzysztofie 🙂

2. śnił mi się mój drugi kolega, były szef z firmy… też kontakt urwany, świetny programista samouk. we śnie mówił, że pracuje i mieszka we Wrocławiu. PS. Pozdrawiam Cię serdecznie Piotrze

3. snił mi się ktoś… nie wiem kto to był, ale stworzył program do generowania trójwymiarowych oczu w pięknych pastelowych kolorach które się nie tyle otwierały co budowały w powietrzu. najprościej to opisać w ten sposób. każdy pewnie widział DOMINO DAY i obrazy które się tam pojawiają gdy klocki upadną. mniej więcej to samo tylko że w powietrzu generowany był trójwymiarowy obraz.

4. szedłem chodnikiem, ulica z prawej strony. na drugim chodniku zaczęła się bójka, ale taka dziwna jakaś… Ci ludzie bawili się tym, że się bili, rzucali butelkami itd. uciekłem na skwerek zieleni, ukryłem się za krzakami obserwując zajście. po wszystkim ludzie Ci z uśmiechem zebrali się i poszli do pubu… przechodząc obok "moich" krzaków jeden z chłopaków przeprosił mnie, powiedział żebym się nie bał, ale oni po prostu tak się bawią. że nic mi nie grozi i zaprosił mnie, w ramach rekompensaty za strach do pubu. zgodziłem się i poszedłem… tam, zaczepiła mnie jedna z uczestniczek zajścia, bardzo seksowna i piękna… niestety jak zwykle w takich snach… obudziłem się :(((( i nie wiem co mogło się wydarzyć 🙂

zegary

śniły mi się dwa zegary ścienne. nie wiem po co, ale koniecznie chciałem je ustawić na tą samą godzinę, konkretnie (ale tylko minuty) zapamiętałem 25 minut po… no właśnie… nie jestem pewny godziny… albo 10 albo 11. na pewno było jasno, więc musiało to być rano.

dziadek

jakaś miejscowość. malutki dom. w nim jedna izba, telewizor, piec do gotowania, łóżko z pościelą i kocem… ale w dużym nieładzie i brudzie. poszedłem tam na prośbę kobiety z którą kiedyś byłem. prosiła mnie o to, by dziadek (to był niby jej dziadek) zgodziłem się. weszliśmy. dziadek był dziwny, twarz zadbana, około 50 lat, zadbane włosy, modne okulary, ale reszta ciała starca, przygarbionego… ucieszył się na nasz widok, uściskał i wrócił do barłogu (łóżko to tylko z nazwy było)

ptaki na wędkę

teren pracowniczych ogródków działkowych. działka mojej babci. obok były zawsze inne działki, okazało się, że są tam pola (w realu wciąż oczywiście działki). jest wieczór. idę alejką ze swoją suczką na spacer. widzę mnóstwo ptaków (czarnych) po lewej stronie alejki, po prawej na jednej z działek stadko psów syberian husky. jeden z psów ma wędkę (HIC!) zarzuca sprytnie na tą drugą działkę łapiąc na haczyk ptaki. potem z działki wychodzi właściciel psów, wyciąga haczyk i rzuca ptaka psom do zjedzenia.  chwilę to trwa. psy jedzą. pytam gościa jak to zrobił, że ten pies tak poluje. stwierdził, że husky zjadł 11 lub 15 haczyków (nie pamietam dokładnie) zanim się nauczył. pytam czy się nie boi kontroli jakiegoś urzędu, że zabija ptaki. on ze śmiechem, że nic mu nie zrobią bo to przecież pies poluje. potem pochwalił moją suczkę (we śnie jak i w realu mam białego alaskan malamute). potem pokazał mi kartonowe pudło po trzcinie cukrowej II gatunku. stwierdził, że w razie czego to powie, że te ptaki jadły tą trzcinę i zdechły.

obcy

znowu obcy. stałem na łące i patrzyłem w niebo. widziałem, że zbliża się statek kosmiczny. panika wśród ludzi, ale ja po prostu stałem i patrzyłem. wokół mnie ludzi podpalali petardy, potworny huk i zamieszanie. nagle jestem na statku. kilka osób zostało zamkniętych w wielkich skrzyniach. troszkę ugięły mi się wtedy nogi, ale kobieta (kapitan, lub ktoś ważny) ze statku obcych powiedziała z usmiechem, żebym się nie bał. ja jestem zaproszony na przedstawienie. i gdzieś polecieliśmy…