Śniłem o spacerze w pięknym mieście. Szedłem z dwoma mężczyznami. Doszliśmy do leśnej ścieżki, ale przeznaczonej do spacerów. Szeroka trawiasta ścieżka. W pewnym momencie zauważyłem węża. We śnie powiedziałem, że to pewnie zaskroniec. Gdy uszliśmy kawałek dalej, odwróciłem się, i zauważyłem, że wąż jest ogromny. Zaczął mnie gonić. Pełzł z tak ogromną prędkością, że ledwo mogłem uciec. Wdrapałem się na drugi poziom tego wału/ścieżki. Uciekałem wciąż, a wąż wciąż mnie gonił. W pewnym momencie zauważyłem, że leci z głośnym szumem. Przeleciał mi nad głową. Bardzo sprytnie to wymyślił, bo znalazł się przede mną i chciał mnie zaatakować. Nie wiem skąd miałem garnek. Emaliowany zwykły garnek. Wąż zaatakował dwukrotnie. Dwukrotnie uderzył w dno obróconego garnka. Dał mi spokój i odszedł. Ja i dwaj mężczyźni poszliśmy dalej. Weszliśmy do lasku, małego zagajnika pomiędzy jeziorami. Jedno było małe, drugie ogromne. Bawiły się tam dzieci. Słyszałem ich krzyki, że wąż zjadł kota. Poszliśmy jednak dalej, w stronę dużego jeziora. Woda i w jednym i drugim jeziorze była czysta. Bardzo dużo trawy. Niskiej. takiej do kolan.