Trafiłem w moim mieście do szpitala. Jako więzień lub podejrzany. Bardzo się bałem. Postanowiłem uciec. Gdy zorientowałem się, że nie ma policji i wścibskiej kobiety uciekłem z pokoju. Zbiegałem schodami w dół. Nikt nie podnosił alarmu. Wybiegłem na podwórko. Zacząłem przeskakiwać przez mury, garaże, jak mistrz parkour. Niesamowite doznanie. Uciekałem z kimś jeszcze. Ten ktoś był przed mną. Przeskoczył kolejny mur, wbiegł do bramy wjazdowej. Ja się zatrzymałem przed murem. Tamtego złapali. Ja zdjąłem buty i na bosaka wyszedłem na ulicę przez inną bramę. Bałem się trochę, że to wzbudzi podejrzenie. Ktoś w mieście na bosaka. Okazało się, że to był doskonały pomysł. Chciałem biec, ale coś mi mówiło, że muszę iść. Spokojnie jak zwykły człowiek. Odwróciłem się i przy wejściu do szpitala stała wścibska kobieta. Szukała mnie. Ale byłem inny. Byłem bez butów. Skręciłem w uliczkę i szedłem w stronę mieszkania mojej babci (w realu jak i we śnie babcia nie żyje). Mijałem jakieś dziewczyny rozmawiające w dziwnym języku. Mijałem przechodniów. Doszedłem do skrzyżowania.. i się obudziłem.