Jakiś kraj. Wojna. Ludzie (w tym ja) żeby zdobyć jakieś pożywienie musieli biec tunelami, ogromnymi halami wypełnionymi żelastwem, gruzem, ostrymi prętami. Na końcu było jedzenie. Warunkiem było, dokładnie określone we śnie, DYNAMICZNE poruszanie się. Ludzie jechali na skuterach, rolkach, na quadach itd. Co jakiś czas stały posterunki i do ludzi którzy nie poruszali się dynamicznie po prostu strzelano. Ja, niestety nie miałem nic co mogło dać mi dynamiczne poruszanie się. Po prostu biegłem i skakałem. To jednak pozwoliło mi dotrzeć do celu. Udało mi się zdobyć owoce. Dodatkowym utrudnieniem było to, że czasami, gdy odzywał się alarm, na tunele napadali jacyś rebeliańci. Oni strzelali do wszystkich. Nawet do wojska. Jedyną obroną, było schowanie się stertach złomu, gruzu itp. Mi udało się przeżyć dwa alarmy w trakcie biegu po jedzenie i jeden w trakcie powrotu z owocami. W trakcie powrotu schowałem się pod podnośnikiem, który chował się w podłodze. Koszmar. Klaustrofobia w czystej postaci. Ale to uratowało mi życie.