Dość niezwykły sen. Całość działa się właściwie w jednym miejscu, bliżej nieokreślonym. Jakieś mieszkanie, jakieś miasto. Spotkałem się z dawnym znajomym, z lat ’80. Co prawda nie był sobą fizycznie we śnie, miał ciało kogoś innego, ale to nie jest ważne. Chodzi o rozmowę. Wspominaliśmy stare czasy, ja mówiłem o tym co jest teraz. O swoich sukcesach. Nagle padło pytanie z jego strony: a czy myślałeś kiedyś o Bogu? Zaskoczony trochę, odparłem najdyplomatyczniej jak umiałem, że to dość wrażliwy temat, ja mam swoje poglądy, ale nie chodzę, nie namawiam i nie rozpowiadam. Nie chciałbym Cię urazić, bo domyślam się jakie Ty masz poglądy. Wróćmy jednak do naszych starych fajnych czasów. Niestety nie dał się przekonać i wciąż drążył temat. Odpowiedziałem więc, że Boga nie ma, a ja sam jestem Szamanem. Nasze wizje świata mocno się różnią ale nie chcę, aby to przeszkodziło temu, co mamy wspólne. Wyczułem jednak spory mur niechęci, który pojawił się po mojej deklaracji. Próbowałem znów zmienić temat. On jednak trwał w swoim. Nastąpiła wymiana zdań. Powiedziałem, że to nie jest fair, że nie ma otwartego umysłu. Nie musi się zgadzać ze mną, ale jak każdy, również on, mam prawo do własnego postrzegania wszystkiego. Chodziłem dość długo za nim, starając się rozmawiać. Niestety, jak grochem o ścianę. Wyszedłem więc z mieszkania, rozglądając się po okolicy. To były ruiny jakiegoś starego/starożytnego miasta. Większość murów była śnieżnobiała. Widziałem jeszcze młodych ludzi, który chyba wynajmowali pokój w jednym w budynków. Żeby się tam dostać skakali na rowerach poprzez fosę (wysokość na oko – z 10 metrów przepaści). Most był zawalony. Wybijali się z pozostałości po jednej stronie i wskakiwali na pozostałość po drugiej stronie.
Miesiąc: sierpień 2017
Węże i stary budynek
Dość krótki sen. Akwarium/terrarium. W nim ogromne węże. Mimo, że węże nie było wodne (kobra i chyba pyton) akwarium było pełne wody. Węże budziły strach (ale nie mój, był ktoś jeszcze). Kobra była rozdrażniona, bo prezentowała się w charakterystycznej pozycji z uniesioną głową i spłaszczonym na boki „karkiem”. Potem pojawił się budynek, mam wrażenie, że znam go z innego snu. Miał dużo schodów, wszystkie były ślimakowe. Właściwie to chyba cały budynek był okrągły.
Inne wymiary, inne byty i brak włosów
Dziwny sen. Obudziłem się w nocy (naprawdę, a nie we śnie) ze słowami – widzę inne wymiary, widzę energię, widzę inne światy. Znów zasnąłem. Pojawiłem się w domu. Stare mieszkanie, ogromne. Panował półmrok. Przez duży pokój przechodziło jakieś stworzenie, ogromne, dwunożne. Ale było w innym wymiarze. Przeszedłem przez nie, jak przez powietrze. Poszedłem do łazienki ułożyć włosy. Zauważyłem, że mam bardzo rzadkie. Jedna strona (prawa) była praktycznie łysa. Jakby mi ktoś wyrwał włosy. Zasłaniały ją włosy z pozostałej części głowy. Góra głowy miała dosłownie kilka włosów i ten pas łysiny przechodził aż do tyłu, do połowy potylicy. W pierwszym momencie przestraszyłem się, ale po chwili powiedziałem do siebie, patrząc na odbicie w lustrze, że po prostu ogolę całą głowę. Potem przyszedł ktoś jeszcze, dobijał się najpierw do drzwi. Chyba nie był mile widziany, bo miałem niemiłe odczucia. Niestety nie pamiętam co było później.
Ceremonia i wydalane robaki
Szedłem do bloku mieszkalnego. Na jakieś spotkanie. Zastałem tam kobietę, która szykowała się do wyjścia lub do spania. Była w łazience. W kuchni było trzech mężczyzn. Mieli przygotowane naczynia (tykwy) z jakimś płynem. Po kolei zaczęliśmy to wypijać. Po chwili cała trójka zaczęła wymiotować, dostali biegunki. Ja jedyny byłem zupełnie zdrowy. Przyglądałem się im i ich reakcjom. Na podłodze pojawiły się robaki. Tasiemce, glisty i cieniutkie, niczym nitki, białe robactwo. Ruszały się, cała podłoga była jak dywan z robaków. Wszyscy trzej byli bez świadomości. Ja, spokojnie, jakbym wiedział, że nic im nie grozi wyszedłem z mieszkania.