Operacje mózgów i hackowanie parkometru :)

Przedziwny sen. Miasto nieznane, ludzie nieznani. Jednak parkomaty stojące przy ulicy znane. Miałem za zadanie niepostrzeżenie zhackować taki parkometr, bo tuż obok na chodniku trwała operacja dwojga ludzi. Operowali im mózgi. Mieli odcięte całkowicie górne części czaszek. Mniej więcej od połowy czoła. Wszystko było widoczne. Widziałem algorytmy (w swoim umyśle) jak działa parkometr, jak go włączyć w tryb serwisowy. Po prostu. Jednak co jakiś czas musiałem przerywać swoje czynności, bo podchodzili ludzie po bilety. Za każdym razem było trudniej, bo parkometr jakby uczył się bronić przed moją ingerencją. Jednak udało się, uruchomiłem go w trybie serwisowym, który był potrzebny do:

  1. Pobrania darmowego biletu (!!!!)
  2. Wyjąłem kabelki z niego i podałem lekarzom, którzy dzięki nim przeprowadzili do końca operację mózgów pacjentów. Operacje się udały. Te parkometry miały jakieś ukryte oprogramowanie które przesłane do mózgów uratowało tych ludzi.

Ciężki sen pod względem trudności hackowania parkometru :), jednak bardzo przyjemny i radosny, bo pomogłem uratować pacjentów i naprawić ich mózgi.

Obóz koncentracyjny

Czas aktualny, normalne życie. Nagle zostaję aresztowany za poglądy, za to co robię jako szaman. Zbyt dużo wiem (??). Obóz jest w centrum miasta. Jest ponuro, wszędzie beton, wilgoć. Jesteśmy (więźniowie) ubrani w charakterystyczne mundury, ubrania, coś na kształt chińskich „garniturów”. Wezwał mnie lekarz, na jakieś badania, ale głównym powodem była „rozmowa” o bitcoinach (!). Lekarz chciał znać moje zdanie, moje poglądy, przewidywania (???). To był raczej monolog, bo opowiadał o swoich monetach i tym co robi. Ja tylko słuchałem. W pewnym momencie on stwierdził, że nie może mnie rozgryźć i nie podoba mu się to, że milczę. Nie daję mu żadnego powodu, żeby znaleźć na mnie haka. Chyba pierwszy raz w życiu, ktoś we śnie powiedział do mnie po nazwisku używając zwrotu pan, panie (i tu padło moje prawdziwe nazwisko). Starałem się wytłumaczyć, że słucham tylko, bo nie znam się na tym, więc nie wypowiadam się. On na to, że przecież jestem informatykiem, więc na pewno coś wiem i tylko udaję. Nagle lekarz wstał, wyszedł przez drzwi wprost na ulicę miasta. Jakby to był zwykły gabinet lekarski. Drzwi zostały otwarte. Rozejrzałem się i uciekłem. Błąkałem się po okolicy w tym ubraniu obozowym. Ludzie mnie unikali. Doszedłem do centrum gdzie był ogromny plac, dużo schodów. Świeciło słońce. Biegłem w stronę zabudowań. Wieżowce z wielkiej płyty lub coś podobnego. Prosiłem w lokalnych sklepikach o jedzenie i ubranie. Nikt nie chciał mi pomóc. Wiedziałem, że już mnie szukają. Dobiegłem do zarośli w osiedlowym parku i tam się ukryłem.