Kontynuacja snu

Jakiś czas temu pomagałem koleżance się ukrywać i dbałem, żeby była bezpieczna. To była ewidentnie kontynuacja tamtego snu (Inny, niebezpieczny świat). Tym razem byliśmy w pięknym miejscu, mieszkanie, ale bardzo jasne, czyste. Inaczej niż tamte brudne domki działkowe. Ewidentnie byliśmy u siebie, mieszkaliśmy razem. Nie było absolutnie nic niestosownego. Ktoś był u nas. Głowę położyłem na Jej nogach, Ona siedziała i temu komuś opowiadała to co się wydarzyło wcześniej. Co jakiś czas całowała mnie w policzek mówiąc „dziękuję”. Piękny sen. Bardzo spokojny, dobry.

Operacje mózgów i hackowanie parkometru :)

Przedziwny sen. Miasto nieznane, ludzie nieznani. Jednak parkomaty stojące przy ulicy znane. Miałem za zadanie niepostrzeżenie zhackować taki parkometr, bo tuż obok na chodniku trwała operacja dwojga ludzi. Operowali im mózgi. Mieli odcięte całkowicie górne części czaszek. Mniej więcej od połowy czoła. Wszystko było widoczne. Widziałem algorytmy (w swoim umyśle) jak działa parkometr, jak go włączyć w tryb serwisowy. Po prostu. Jednak co jakiś czas musiałem przerywać swoje czynności, bo podchodzili ludzie po bilety. Za każdym razem było trudniej, bo parkometr jakby uczył się bronić przed moją ingerencją. Jednak udało się, uruchomiłem go w trybie serwisowym, który był potrzebny do:

  1. Pobrania darmowego biletu (!!!!)
  2. Wyjąłem kabelki z niego i podałem lekarzom, którzy dzięki nim przeprowadzili do końca operację mózgów pacjentów. Operacje się udały. Te parkometry miały jakieś ukryte oprogramowanie które przesłane do mózgów uratowało tych ludzi.

Ciężki sen pod względem trudności hackowania parkometru :), jednak bardzo przyjemny i radosny, bo pomogłem uratować pacjentów i naprawić ich mózgi.

Apokalipsa planety, obcy i ratunek w genach

Jeździłem po mieście. Spotykałem znajomych, których od dawna nie widziałem w realnym świecie. Byłem w jakimś centrum handlowym. Stałem na stromym podjeździe i nie mogłem ruszyć (a skrzynię mam automatyczną). W końcu jakoś się udało. Pojechałem po córkę, bo poczułem dziwny niepokój. Ukazało się bowiem ogłoszenie, o badaniach genetycznych całej ludzkości. Władze prosiły (lecz nie był przymus), aby zgłaszać się na dość nieprzyjemne badanie (pobranie materiału). To miało w czymś pomóc. Ja, zdecydowanie sceptyczny do tego typu akcji, pojechałem w dość daleką podróż w góry. Własnie z córką. Mijaliśmy kilometrowe kolejki aut i pieszych, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na wezwanie rządów. Byłem dość przerażony, jak długo będziemy musieli czekać na swoją kolej. Coś się jednak stało. Gdy wysiedliśmy z samochodu, obcy (kosmici!), którzy pomagali rządom, wykryli naszą obecność (moją i córki) i stworzyli pas odsuwając auta na bok, umożliwiający nam przejazd. Moja córka była podobno bardzo ważna. Doszliśmy do ogromnego budynku, całkowicie ze szkła. Byliśmy na szczytach gór. Dziwne były to góry. Góry z węgla. Okazało się (po pobraniu materiału od córki), że ma wyjątkowe geny i jakąś informację zaszytą w tych genach. Później, jakby przeskok w czasie w przyszłość, do chwili, gdy na szczytach gór (ściętych, aby uzyskać płaski teren), było zbudowane miasto, lub bardziej osada. Parterowe baraki w których mieszkali ocaleni. Oczekiwaliśmy na apokalipsę. Inna rasa obcych wywołała ogromną powódź na ziemi. Większość ludzi zginęła. Niedobitki ukryły się własnie w takich osadach. W oddali, widzieliśmy ogromne fale pędzące w naszą stronę. Obca rasa, która nam pomagała, starała się zniwelować te fale, ale było coraz trudniej. Nagle, moja córka gdzieś zniknęła. Bardzo się bałem. Szukałem jej po osadzie. Znalazłem, a właściwie doprowadzono mnie do niej. Okazało się, że kosmici, Ci „nasi” znaleźli sposób na zdekodowanie tej informacji z genów mojej córki. To była „broń ostateczna”. Nie była to jednak broń do ataku. To jakby rodzaj tarczy, która pozwoliła przepędzić/zniechęcić tych złych obcych. Niebo było od wielu lat sine, mroczne. Woda, fale oceanów którymi atakowali obcy, były mroczna. Spienione pędziły po raz ostatni, gdy uaktywnili tę tarczę. To nie było coś widzialnego. To jakiś rodzaj energii, którym zatrzymali wody zalewające najwyższe szczyty gór. Fale ustały, deszcz jeszcze padał. Wiedziałem jednak, że nic nam nie grozi.