Dziś były dwa sny. Opiszę je osobno.
Wszedłem na podwórko wiejskiego domu. Chciałem skrócić sobie drogę gdzieś…
Przy budynku mieszkalnym, w dość bliskiej odległości, stał budynek gospodarczy. Samochód osobowy bez trudu mógł skręcić z podwórka na wyjazd (zakręt 90 stopni). Ku mojemu zdziwieniu próbował tego kierowca traktora z przyczepą. Traktor i przyczepa były monstrualnych rozmiarów. Nie byłem w stanie się przecisnąć. W pewnym momencie zobaczyłem szczelinę, przez którą mogłem przejść. Wszedłem na podwórko, ale okazało się, że nie jest przechodnie. Cofnąłem się w stronę wyjazdu, gdy nagle, z drugiej strony podwórka, zaczął biec do mnie pies. Przestraszyłem się i uciekłem w stronę traktora. Próbowałem się wdrapać na niego, pies jednak mnie dogonił. I jak to bywa w moich snach – był przyjazny, łasił się i lizał po rękach, natomiast gospodarz nie był zbyt przyjazny. Kazał mi się wynosić. Grzecznie powiedziałem, że chciałem tylko przejść przez jego teren, aby skrócić sobie drogę. Nie przyjmował moich argumentów. Wysiadł z traktora i eskortował mnie do wyjścia, złorzecząc mi i wymyślając. Zapytałem, czy jest katolikiem/chrześcijaninem/islamistą (wiem, wiem – powinno być muzułmaninem – ale we śnie użyłem słowa islamista). Zapytałem, czy jego bóg i Jezus zachowaliby się tak samo? Byliby tacy źli na mnie? Tak mnie traktowali? Na co on, ze złością, odpowiedział: TAK. Gdy już mnie wyprowadził z podwórka wygrażał mi jeszcze.